Wspomnienia ludzi starej daty

Własne i merytoryczne artykuły uczestników forum
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
1411
Posty: 2564
Rejestracja: ndz 02 wrz 2018, 14:15
Lokalizacja: Śląsk
Kontakt:

śr 24 lis 2021, 10:38

Czołgiem!

Mam taką zajawkę i czas, aby zbierać relacje starszych ludzi. Interesuje mnie to bardzo, co mają do powiedzenia, jakie znają patenty na pewne problemy (między innymi z tego źródła pochodzi temat Krzemienie w studni), jakie mają wspomnienia powojenne. Nie jestem dziennikarzem, nie mam dobrego sprzętu, nagrywam smarftonem w związku z czym, nijak publikować nagrania - jakość pozostawia wiele do życzenia. Nagrywam aby pamiętać i móc przepisać.

Na pierwszy ogień patent człowieka który sporo się w życiu napracował jako kierowca ciężarówki i pracownik fizyczny na roli. Drobne rany cięte, stłuczenia (uderzenie młotkiem w palec przy grzebaniu pod Kamazem), pękająca od zimna skóra - wszelkie tego typu problemy rozwiązywał własnym moczem. Zwyczajnie sikał na zranienie, na chwilę zostawiał aby się wchłonęło i potem mył pod bieżącą wodą. Zaskoczeni? Nie powinniście. W aptekach można nabyć maść z mocznikiem na pękające, suche stopy na przykład. W czasie kryzysu, gdy nie będzie możliwości zakupu tego czy owego, lub będziemy potrzebować środków na żywność, warto wiedzieć, że każdy może się bezczelnie odlać na pękające stopy dajmy na to. W marszu, w trakcie ucieczki to się może przydać. Powiem więcej, nabawiłem się takiej pękającej skóry od pracy w chłodni i co roku problem wraca wraz z pierwszymi chłodami. Nie wracał by, gdybym pamiętał o stosowaniu kremów, nawilżaniu dłoni ale do cholery, jestem tylko facetem i nie pamiętam o pierdołach. Zatem przetestowałem patent z moczem. To działa. Jeśli ktoś się brzydzi, cóż... Jego sprawa. Ja wiem że działa a że może się to przydać, to piszę o tym.

Wspomnienia dwóch osób urodzonych w roku 1940. A raczej wspomnienie słów ojca, zarówno jednej jak i drugiej osoby. Obaj ludzie przytoczyli podobny przekaz od swego rodzica: "zobaczycie, jak ja i mama umrą, to będzie bieda, bo te sprzedawczyki które zyskują na sile, sprzedadzą cały ten kraj" Pokolenia zahartowane wojną (roczniki 1918 mnie więcej, w przypadku tych wspomnianych ojców), widziały już miałkość, cwaniactwo i lenistwo kolejnych pokoleń. Niewiele się pomylili. A przynajmniej ja się z tym zgadzam patrząc na naszą scenę polityczną. Bolesne? Ale prawdziwe.

Kolejne wspomnienia rocznika 1939, choć przekazane osobie przez rodziców gdyż jak łatwo się zorientować, w roku wybuchu IIWŚ osoba ta dopiero przyszła na świat. Rodzice jednak opowiadali dzieciom jak to było. Niby wojna a do pracy rodzice chodzili jak mieli gdzie pracować. Za zarobione pieniądze niewiele się dało kupić ale można było dostać coś w rodzaju kartek na przydział tego czy owego. Problem głodu jednak wtedy nie występował, gdyż każdy niemal żył na wsi i miał własne kury, kaczki, gęsi, indyki, barany, świnie, krowy, konie etc. Pewnie, przyszli Niemcy, coś tam trzeba było dać żeby nie ukrzywdzili. Przyszli Rosjanie, sami zabrali wszystko bo nie mieli zaplecza ze sobą. Przed Rusami trzeba było wszystko zakopywać bo potrafili nawet pole po ziemniakach przeryć za pominiętymi przy zbiorach bulwami. Wszystko zdeponowane, smalec w bańce po mleku zakopany, zboże pochowane gdzie się da, patenty z cegłami lub kamieniami wyciąganymi z muru, za którymi były skrytki. Podobnie z bronią i amunicją jeśli ktoś miał. Sytuacja opisana dzieje się na Śląsku, co ważne, gdyż wspomniane kartki nie były dla kogoś kto miał w papierach wpisane Polak. Takiego kogoś odsyłano z pustymi rękami. Niemcy szanowali jedynie Ślązaków choć i tak na siłę ich wciągali do Wehrmachtu. Z innej relacji znałem dawniej człeka który był w AK a jego dwóch braci siła wzięli Niemcy do armii. Całą wojnę bał się że może kiedyś będzie do własnych braci strzelał...
Bomardowania. Kto miał piwnicę, w miarę miał się dobrze... Choć to zależało od tego, czy przypadkiem wejście do piwnicy nie znajdowało od strony frontu. Słyszałem z opowieści o tych, którym pociski wpadły przez wejścia do środka. Słyszałem o takich, którym przechodzący Rosjanie wrzucali granaty do okienek piwnicznych. Ale wracając do bombardowania, ludzie kopali na polach schrony i wykańczali je drewnianymi palami (wzmacniali), dlaczego na polach? Byle z dala od domów, zabudowań, gdzie na pewno coś może spaść i spadało. W kilku mężczyzn kopali i wzmacniali aby te kilka rodzin mogło się schronić. Już w trakcie działań wojennych. Wyobrażacie to sobie, że teraz rzucacie wszystko i macie siłę żeby w trzech chłopa przygotować taki schron w ziemi, pracując jedynie łopatami?

Na dzisiaj tyle... C.D.N.
Obrazek

Tagi:
Awatar użytkownika
BowHunter
Posty: 1150
Rejestracja: pn 17 wrz 2018, 10:52
Lokalizacja: Golub-Dobrzyń (Polska) / Melhus (Norwegia)
Kontakt:

śr 24 lis 2021, 11:39

Znów pewnie wyjdę na barbarzyńcę, ale ja nie opłukiwałem nigdy niczego po użyciu moczu... No ale ja to inny jestem.


Co do ziemianek robionych na szybko, to moja babcia opowiadała mi jak u Nas w lesie kopana była taka dla całej wsi. Wykopano ją na stoku pod sosnowym młodnikiem, aby korzenie utrzymały strop. Podobno była tak duża, że koń z dwoma wozami mógł wjechać i nawrócić w środku. Dziś pozostało z niej tylko zapadlisko, ale u wejścia były swego czasu jeszcze metalowe zawiasy. Wrota były drewniane, pokryto je płatami mchu by nie rzucały się w oczy. Ziemię wywożono do bagien. Dziś pozostała tam tylko droga.
Obrazek
Pietrow
Posty: 594
Rejestracja: pt 15 paź 2021, 06:34
Kontakt:

śr 24 lis 2021, 19:21

Super temat. Czekam na ciag dalszy.
Chetnie przewertowalbym pamiec mojej babci (urodzona 1930), ale z przyczyn zdrowotnych babcia pamieta tylko to, co chce. Smuteczek.
Ale tak czy owak - to w domu rodzinnym (dziadkowie + rodzice) widzialem jak sie robi i wedzi kielbase, to tato udeptywal kapuste do kisszenia w glinianej beczce, to tam na zime kupowane byly worki ziemniakow do piwnicy, tam dziadek robil wino (na oko, zwykle dawal za duzo cukru, wiec wino mialo takiego kopa, ze drozdze w nim zdychaly, a nadal bylo tak slodkie, ze bez jakiejs kielbachy na zagryche nie szlo tego pic :) ). To tam widzialem, jak kopcuje sie warzywa na zime, jak chowa sie jablka w slomie. Ech... Ludkowie... Dobre to byly czasy. Biedniejsze, ale jakies takie bardziej ludzkie.
Zeby byc soba, trzeba wiedziec kim sie jest.
Awatar użytkownika
BowHunter
Posty: 1150
Rejestracja: pn 17 wrz 2018, 10:52
Lokalizacja: Golub-Dobrzyń (Polska) / Melhus (Norwegia)
Kontakt:

śr 24 lis 2021, 19:35

U Nas deptało się w drewnianej. Miała z metr wysokości i z 80 cm średnicy. Wieczorem wszyscy siadaliśmy wokół niej na drewnianych ławkach i przy pomocy krajalnic kroiliśmy kapuchę do beczki. Mówiąc krajalnica nie mam na myśli dzisiejszych badziewiatych urządzeń, tylko drewnianą deskę z trzema ostrzami, z jednej strony miała dwie nogi i tymi nogami wkładało się ją do beczki, a drugą stronę opierało na rancie. Po krajalnicy "jeździło się" korytkiem z wieczkiem którym dociskało się główkę kapusty. @Pietrow, orzesz Ty... Wspomnienia wróciły...
Obrazek
Pietrow
Posty: 594
Rejestracja: pt 15 paź 2021, 06:34
Kontakt:

śr 24 lis 2021, 20:07

Wiem co masz na mysli. U mojej mamy w domu nadal jest taka deska. Ma dwa ostrza i listewki na brzegach zeby latwiej bylo prowadzic kapuche po desce. Decha u mojej mamy nie ma nozek. Ale temat znam :)
Zeby byc soba, trzeba wiedziec kim sie jest.
Awatar użytkownika
BowHunter
Posty: 1150
Rejestracja: pn 17 wrz 2018, 10:52
Lokalizacja: Golub-Dobrzyń (Polska) / Melhus (Norwegia)
Kontakt:

śr 24 lis 2021, 20:13

No nie dam sobie rąk uciąć czy tych nóżek czasem dziadek nie dorobił. Ale nie to w tym wszystkim jest najpiękniejsze. Po zakończonej pracy, dorośli dostawali po połówce główki, dzieciaki po ćwiartce i siedząc tak wspólnie, posypując je solą wszyscy jedliśmy to samo. I każdy był szczęśliwy i każdy był najedzony. Ehh.... Czy wspominając to wszystko też jesteśmy ludźmi starej daty? Jeśli tak jest, to mi tam pasuje...
Obrazek
Pietrow
Posty: 594
Rejestracja: pt 15 paź 2021, 06:34
Kontakt:

śr 24 lis 2021, 20:26

PIes tracal glowki. Ja tam uwielbialem chrupac "kaczana" (srodek) z kapuchy.
Z rzeczy milych wspominam tez wedzenie domowej kielbaski. Podczas wedzenia mile pogaduchy z dziadkiem i tata. Co jakis czas "probowanie" czy kielbaska jest juz dostatecznie podwedzona - pod kieliszeczek czegos dobrego (oczywiscie tato i dziadek - ja do kieliszeczka dolaczlem nieco pozniej). Cieplo wspominam te czasy. Wtedy tego nie docenialem. A teraz brakuje mi tej atmosfery.
Bow... Cos mam wrazenie, ze mozesz byc z podobnej "daty produkcji" jak ja. Masz korzenie w czasach mojego dziecinstwa.
Pozdrawiam
Zeby byc soba, trzeba wiedziec kim sie jest.
Awatar użytkownika
1411
Posty: 2564
Rejestracja: ndz 02 wrz 2018, 14:15
Lokalizacja: Śląsk
Kontakt:

czw 25 lis 2021, 08:52

Wspomnienia od rocznika 1940. Kolejny patent na schowek, w piwnicy ludzie mieli wędzarnik w ścianie, z ciągiem kominowym w kominie, wiadomo. Do wnętrza schowali płaszcze zimowe, lepsze ubrania, to co mieli najcenniejsze i zamurowali. Ścianę wybielili wapnem aby się nie rzucało w oczy. Młode dziewczyny ukrywali gdzie się da, przed Rosjanami. Głodu również nie zaznali, gdyż każdy coś miał, hodował. Nawet dzięki krowom a mieli ich kilka, uratowali dwie Żydówki przed rozstrzelaniem. W oborze Niemcy ich nie znaleźli, bo krów sporo było, gnój nie wywieziony i nie chciało się im brudzić...

Największym problemem w tych wspomnieniach, z naszego punktu widzenia jedynie, brak problemu z jedzeniem i wodą. Każdy miał studnię, kołowrót i miał co pić. Nawet jeśli nie, wiedział gdzie są jakieś źródła a i z potoków, rzeczek i rzek wodę brano. Nie było takiego skażenia, co najwyżej trupy pływały, na co należało uważać i sprawdzać czy aby truchło wody nie truje. Ludzie nie mieli jedynie drobiu ale i trzodę chlewną. Niemcy byli dobrze zaopatrzeni więc nie rabowali ludziom pożywienia a Rosjanie, puszczeni w byle czym, jedyne na co mogli liczyć, to ukraść lokalnej ludności. Zresztą takie było założenie Stalina. Po co wydawać na tabory, zapasy, jak głodne i wściekłe wojsko nawet brutalniej rozprawi się z ludźmi. I tak sobie poradzi z głodem i chłodem.

Z innej beczki jeszcze, ale to już nie osobiście dowiedziałem się od świadka, tylko gdzieś na YT słuchałem wspomnień byłej więźniarki bodajże Auschwitz, Polki. Kobieta miała zdolności artystyczne i świetnie rysowała. Do tego posiadała wyobraźnię i potrafiła patrząc na kogoś sportretować osobę węglem drzewnym na kartce a żeby portret nie był tak straszny jak rzeczywistość (wychudzenie, ostrzyżone włosy), dodawała od siebie fryzurę jaką opisała osoba przedstawiana. Tym sposobem zarabiała na dodatkowe porcje jedzenia. Tak więc zauważcie, że nie ma umiejętności niepotrzebnych, nieprzydatnych. Nigdy nie wiemy co pomoże nam w trudnej sytuacji. Kobieta ta nazywała się Zofia Stępień-Bator/Zofia Ratyńska tutaj link do pierwszej części wywiadu.
Obrazek
Awatar użytkownika
1411
Posty: 2564
Rejestracja: ndz 02 wrz 2018, 14:15
Lokalizacja: Śląsk
Kontakt:

pt 14 sty 2022, 12:17

W naszym przypadku, mamy zapasy jakieś tam. Ale nie mamy swoich poletek ze zbożem na ziarno, nie mamy czym tego ziarna wymłócić itd. Nie mamy też własnych krów aby doić mleko czy robić masło, więc braki mogą i będą dotykać także nas. Jak chyba pisałem, kiedyś pomimo wszystko rolnictwo było na porządku dziennym. Sławek nawet opisywał jakiegoś partyzanta który miał przy sobie mały "młynek" i gdzie by kłosów nie zebrał, miał możliwość zmielenia ziarna i wypieku podpłomyków aby nie głodować. Bo pól było pełno. A teraz? Te dania z podstawowych produktów mogą być i tak rarytasem dla wielu, jeśli faktycznie rozpęta się prawdziwe piekło. Natomiast w czasie mniejszych kryzysów na pewno pomogą nam zapełnić brzuchy.

Z kolejnych wspomnień starszego pokolenia, które wojnę zna jedynie z opowieści rodziców bądź dziadków. Co ważne, na Śląsku. Gdzie indziej mogło być inaczej ale to zrozumiecie czytając.

- głód nie był powszechny, każdy miał swoje poletko, ogródek, jakieś zwierzęta, choćby drób a więc wiele produktów potrzebnych do wypieków, nabiał czy nawet mięso, było osiągalne
- Niemcy tutaj nie prowadzili ostrych działań na szeroką skalę, uważając Śląsk za swoje tereny więc nie niszczyli co popadnie a Ślązaków za niemal swoich i spoglądali lepiej niż na Polaków
- handlowano, wymieniano pewien rodzaj kartek na żywność, można było mieć pracę u Niemca i nie cierpieć głodu
- wodę miał każdy, gdyż niemal wszędzie były studnie

Co to oznacza dla nas? Ano teraz mało kto ma swoją studnię, a już ogródek? A poletko pszenicy? Ha! Także w obecnych czasach historia wojenna to byłby naprawdę srogi czas. Tak mi się wydaje przynajmniej.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Artykuły”