Suma wszystkich strachów. Ogólny kryzys XVII stulecia w Rzeczpospolitej.

Informacje dotyczące zdarzeń na świecie, zagrożenia, sytuacje kryzysowe
ODPOWIEDZ
Ramzan Szimanow
Posty: 1834
Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
Kontakt:

ndz 21 sie 2022, 21:07

Obrazek

Z czasem naoczni świadkowie odchodzą a pamięć się zaciera.
Umierają ci którzy słyszeli ich relacje, potem ci którzy znali je z drugiej ręki, trzeciej...
Wczorajszy dzień odchodzi do krainy "mitów i legend".
Pozostają jedynie zakurzone, spisane relacje.

Hekatomba II wś pochłonęła miliony Polaków a nasz kraj zmieniła w pogorzelisko.
Ciężko sobie wyobrazić że trzysta lat wcześniej nasi przodkowie przetrwali jeszcze gorszy kataklizm.
Pod względem procentowych strat w populacji i czasu trwania następstw dotkliwszy.
Zamienił on kwitnącą Rzeczpospolitą Obojga Narodów, regionalne mocarstwo w wypaloną ruinę która nie podźwignęła się się z zgliszcz przez 150 lat w końcu rozszarpana przez sąsiadów.

Kryzys nie był zjawiskiem lokalnym a kumulacją apogeum małej epoki lodowcowej i najniższej znanej aktywności słonecznej w całej spisanej historii.
Pogoda stała się nieobliczalna, skrajne zjawiska pogodowe normą a zimą lód regularnie skuwał całe połacie Bałtyku, cieśniny duńskie czy nawet przepływającą przez Londyn Tamizę.
Okres wegetacji skrócił się o kilkadziesiąt dni, uprawa roli na wyżej położonych terenach stała się nieopłacalna czy wręcz niemożliwa.
Załamało to handel dalekosiężny a rolnictwo miała w sobie bardzo wiele z hazardu.

Następstwa były oczywiste.

Głód, za nim niepokoje i anarchia.
Oraz rzecz jasna epidemie, ich nieodłączne towarzyszki.
„Ogólny kryzys XVII stulecia” drastycznie zwiększył śmiertelność niemowląt i małych dzieci, skrócił średnią długość życia.
Oraz odcisnął się na posturze, wyglądzie i zdrowiu całej populacji.
Średniowieczny europejczyk mierzył przeciętnie 172-173 cm wzrostu.
U szczytu małej epoki lodowcowej 166-167 cm.
Mniej niż kiedykolwiek w historii od czasu rozpowszechnienia żelaznych narzędzi.
Chronicznie niedożywiony, osłabiony i podatny na choroby.
Do tego zmuszony często do życia i pracy w warunkach jakie dwa pokolenia wcześniej były zupełnie nie do pomyślenia.
W efekcie wojen z połowy XVII wieku populacja Rzeczpospolitej skurczyła się o 30%.
Procentowo wyraźnie więcej niż w latach 1939-45.
Były rejony jak wielkopolska gdzie straty w ludności miejskiej wyniosły pomiędzy 60 a 70%.
A populacja wsi mimo napływu uchodźców z spustoszonych miast spadła o połowę.
Podobnie spadła ilość gospodarstw chłopskich na Rusi Czerwonej i Podolu.
W ziemi sanockiej opustoszało rekordowe 86 procent gruntów królewskich, 82 % dóbr kościelnych i 58 % ziemi w majątkach szlacheckich.
Warszawa trzy razy przechodziła z rąk do rąk.
I trzy razy była plądrowana.
Wisła po dziś dzień odsłania szczątki barek które zatonęły pod ciężarem spławianych przez Szwedów łupów.
Rabunku nie uniknął Poznań czy Kraków.
Gniezno spalono w zasadzie do fundamentów.
Tak jak wiele innych miast.
Inne „wykpiły się” jedynie spadkiem ilości domów o kilkadziesiąt procent i zapaścią cywilizacyjną która pogrzebała „proto przemysł” Rzeczpospolitej.
Np niedobitki włókienników z spustoszonego zarazą Rawicza w Wielkopolsce uciekły do Łodzi która dopiero po wiekach stała się potęgą w tej dziedzinie.
Dlaczego więc po dziś dzień nie wspomina się o czystkach etnicznych i nie trafia na masowe groby cywilnych ofiar tamtych walk?
Bo duża część nie miała nawet „luksusu” szybkiej śmierci.
Wojska szwedzkie były nastawione na rabunek a nie trwałą okupacje.
Co gorsza własne, najemne wojsko korony czy różne szlacheckie milicje bywały w rekwizycjach nie mniej brutalne od najeźdźcy.
Częściej jak obuch, ostrze czy pałka zabijało zimno, głód i choroby.
Dopadające ludzi chroniących się w zgliszczach.
Przed jednym rabunkiem można było jeszcze ochronić zapasy.
Ale wieś leżąca blisko traktów, stałych tras przemarszu wojsk mogła spodziewać się ich regularnie.
Aż nie zostanie rozkradzione wszystko do cna.

„Jedna chorągiew wybrawszy, co może wydrzeć, ze wsi wyjdzie, a druga tego samego dnia zaraz do niej wstąpi, trzecia zaś nazajutrz. I nie ma nawet podłej wioski, lichej mieścinki, żeby jej nie grabiło trzydzieści, czterdzieści chorągwi. Aż się ludzie z niej rozejdą, płacząc, przeklinając i o pomstę ze wszystkiego serca do nieba wołając.”

Poza końmi, bydłem, żywnością i ewentualnymi kosztownościami żołdactwo kradło wszystko co wpadło im w ręce. Narzędzia, ubrania, kawałki metalu. Wszystko co tylko mogli sprzedać kawałek dalej za alkohol lub usługi obozowych prostytutek.
Szymon Starowolski w swojej „Reformacji obyczajów polskich” wspominał że żołnierze byli dla chłopów z własnego kraju jak „wilki drapieżne czy niedźwiedzie” oraz „tak okrutni, jak poganin żaden nie jest okrutniejszym”.

„Nie dość, że wszystko w domu chłopkowi ubogiemu wybierze, że nawet skobla (metalowego pręta do zakładania kłódki na skrzynie) nie zostawi, to się jeszcze nad nędznym człowiekiem pastwi, w kurek rusznicy mu palce wkręcając, bosymi nogami na (rozgrzanych) węglach go sadzając, kijami głowę mu tak zakręcając że aż oczy na wierzch wyłażą.”

W innym miejscu Starowolski pisał.

„Idzie żołnierz na wojnę i drze, łupi ludzi ubogich oraz braci swoich. Z obozu wysyła czaty na wszystkie strony jak na nieprzyjacielskiej ziemi. Bierze, łupi po staremu, jakby to było rabowane hołdowanemu poganinowi. W jednej wsi (wszystko) wyjada, z drugiej wóz skarbowy picuje, z trzeciej do domu (zebrane łupy) posyła, a z dziesięciu pieniądze wybiera (rabuje)”.

Chłopów bito nawet bez najmniejszego powodu. Np w Łobozowie na 19 gospodarzy 11 ciężko pobito.
I to tylko w czasie jednej rekwizycji.
Zdarzały się przypadki rozmyślnego niszczenie tego czego nie mogli ukraść.
Burzenia pieców, podpalania chat, czy niszczenia pługów.
Znane są przypadki że żołdactwo wybrało chłopom zboże z gumna (stodoły z klepiskiem do młócki) tylko po to by rozrzucić je pod końskie nogi i stratować w błoto.
Codziennością były też gwałty, roznoszące do rozmiarów plagi syfilis.


Teoretycznie „swoi” powinni za rekwizycje płacić zamiast brać przemocą.
Ale nawet wtedy był to jedynie ciut lepiej upudrowany rozbój.
Np we wsi Ustjanowa żołnierze zabrali chłopom siedem zdrowych silnych koni w zamian zostawiając „kalek chorych i ślepych czworo”.
Podobnie z zmuszaniem do wyprzedawania dobytku za bezcen.
Chęć targów często była jedynie podstępem służącym do wybadania co kmieć ukrył przed poprzednimi grabieżcami.
Zdradzenia co jeszcze ma i swoich kryjówek.
Innym popularnym podstępem była kradzież dobytku by domagać się pieniędzy za jego zwrot.
Ukrytych zaskórniaków do których bandyci inaczej mieliby problem się dobrać.
Np we wsi Siemuszowa żołnierze „wzięli gwałtem koni parę, które chłop, odkupując, dał złotych pięćdziesiąt.”
W dobrach Rymanowskich spisano skargi rolnika któremu „woły wzięte mu były, od których wykupując dał sześć złotych” (koń pociągowy kosztował przed potopem ok 50 złotych, wół ok 20, tona żyta 18)

Wszystkie strony konfliktu zatrudniały najemników zdemoralizowanych udziałem w poprzednich konfliktach na kontynencie.
Np w wojnie 30 letniej która zabiła ok 50% ludności państw niemieckich.
Szwedzi uważali że „wojna ma sama się wyżywić”, nie dbając zbytnio o linie logistyczne i zaopatrzenie.
Wszystko co potrzebne miał zdobyć w mijanych wsiach i miastach.
W tym siłą wydrzeć podbitej ludności swoją zapłatę.
Podobnie podchodzili do tematu Moskale, czy jak już wspomniałem i wojska najemne korony czy różnego rodzaju milicje.

Siłą rzeczy wielokrotne rabunki oznaczały głód.
Żołdactwo kradło wszystko co można było przejeść.
Nie obchodziło ich czy skazują chłopów na śmierć głodową.
Jeśli wymietli stodoły i kryjówki „do ostatniego snopka” ta stawała się nieunikniona.
Przez jakiś czas można się było ratować owocami leśnymi, zbieractwem, mąką z podkorza drzew.
Powrotem już nawet nie do średniowiecza ale neolitu.
Rekwizycje prowadziły do załamania całą gospodarkę rolną.
Kradzież bydła i drobiu uniemożliwiała dalszą hodowle, sprowadzała do zera spożycie mięsa i nabiału.
Niweczyła wykonanie orki.
Bez zboża nie można było nawet myśleć o przeprowadzeniu wysiewu, kolejnych zbiorach.
Grabież i zniszczenie narzędzi utrudniały uprawę tam gdzie zachowano resztki ziarna.
Przez to ucieczka na w lasy, na bagna czy do innych miejscowości niewiele pomagała.
Po powrocie znajdowano ruiny i zgliszcza, a na pomoc innych, też walczących o przetrwanie nie można było raczej liczyć.

Nędzę pogłębiły anomalie klimatyczne.
Plaga szarańczy w 1648 roku powróciła w kolejnym z nie mniejszą siłą.
Zima była długa i mroźna, przednówek opóźnił się.
Lata 1649, 50, 51 i 52 przynosiły niszczące powodzie.
Nawet po trzy razy w roku.
Zasiewy marniały, gniły lub pożerało je robactwo.
Braki żywności uderzały w pierwszym rzędzie w najbiedniejszych.
Umierali z głodu a ich ciała leżały i puchły na drogach.
Ten uderzył też w dziką zwierzynę.
Wilki w poszukiwaniu żeru nie bały się zaglądać do miast.
W Krakowie Wisła wylała tak bardzo że ulice znalazły się pół metra pod wodą.
Wiele niżej położonych wsi żywioł po prostu zmył z powierzchni ziemi.
Przed inwazją Szwedów nie było ani jednego dobrego roku który pozwoliłby zgromadzić jakieś zapasy.
1655 to kolejne powodzie a na wschodzie kraju plaga myszy.
Jan Cedrowski wspominał o częstych przypadkach kanibalizmu w ziemi mińskiej w 1656.

„Głód straszny nastąpił, który trwał aż do żniw 1657 roku tak, że kotki, psy, zdechliny wszelakie ludzie jadali, na ostatek rznęli ludzi i ciała ludzkie jedli i umarłym trupom ludzkim wyleżeć się w grobie nie dali, na co się sam, mizerny człowiek, oczyma moimi napatrzyłem”

Na północy kraju zima przyszła bardzo wcześnie.
Już w listopadzie Szwedzi przeprowadzili wojska i artylerie po zamarzniętym ujściu Wisły.
Początek 1657 roku to kolejna powódź niszcząca najbardziej żyzne Żuławy Wiślane.
Napastnicy zniszczyli groble zalewając Gdańsk i dziesiątki wiosek.
Wojna nie powstrzymała mrozów, a po nich powodzi.
Poprawa nastąpiła dopiero po dekadzie.
Szwedów wyparto wiosną 1660 roku.
W którym zima po prostu nie przyszła.
1661 był ciepły ale też pełen anomalii pogodowych.
Rok później wróciły powodzie, wiosenne mrozy i gradobicia.
Szerzyły się zabobon, bandytyzm i desperacja.
Wspomina się nawet o polowaniach na czarownice.
Rzeczy raczej kojarzącej się z zachodnią Europą i histerią nakręcaną przez interpretujących po swojemu biblie protestanckich kaznodziejów.
1665 zapamiętano przez huragany, wichury i ulewy niszczące zboża w okresie żniw.
Wielkopolskę, wyniszczoną przez wojnę nawiedziła jedna z największych powodzi w dziejach.
Z kolei 1666 upłynął pod znakiem katastrofalnej suszy.
Przez cały ten szaleńczy okres szerzyły się epidemie.
Dżuma, „febry, kwartany, gorączki, maligny”.
Według „Theatrum Europaeum” w samym 1652 zarazy w Polsce miały zabić 400 tys ludzi.
Liczba najpewniej na wyrost.
Tak jak doniesienia o 20 000 ciał ofiar zarazy wyrzuconych na brzeg Wisły w Małopolsce przez falę powodziową.
Ale świadczą o skali epidemii.

W przykładowych wsiach należących do arcybiskupstwa gnieźnieńskiego dopiero po 30 latach udało się wrócić do 40% produkcji zboża sprzed potopu.
Odbudowa populacji zajęła 100 lat.
Średnia szlachta praktycznie zniknęła.
Sprzedawali swoje spustoszone ziemie magnatom za bezcen.
Nie mając środków na odbudowę. Chłopi stracili resztki niezależności.
Braki tak siły roboczej, jak zwierząt pociągowych i sprzętu do uprawy.
Nie tylko pługów czy kos, także bron, noży, motyk, łopat, siekier, wiader i balii, wózków, ręcznych sieczkarni do przygotowywania paszy...
Na Mazowszu bezpośrednio po Potopie obsiewano jedynie 15% areału sprzed wojny.
W dobrych latach uznawano że pół łanu (ok 8 hektarów) ledwo wystarczy na wyżywienie rodziny.
Po wojnie poza pół łanowcami zaroiło się od ćwierć łanowców mających jedynie 4 hektary.
Z czego byli w stanie obrobić często tylko dwa.
W wsiach z biskupstwa płockiego przed potopem połowa gospodarstw miała osiem hektarów, co piąte cztery a prawie jedna trzecia pełny łan czyli szesnaście.
Po wojnie te ostatnie zniknęły całkiem.
18% rolników dysponowało połową łanu, 80% ćwiercią.
Reszta?
Nowość czyli gospodarstwa pół ćwierć łanowe. Ze względu na uwstecznienie metod uprawy realnie zbierano plon z hektara.

Biologiczne przetrwanie zależało od dobrej woli pana.
Ten płacił żywnością za np pracę przy dworze.
Np: chłopom zatrudnionym przy młócce 1/11 lub 1/12 przetworzonego ziarna.
Rozpowszechniła się marginalna wcześniej praktyka "załogi".
Pan gruntowy zaopatrywał chłopa w zwierzęta i narzędzia.
Oczywiście nie za darmo.
Miało to formę dzierżawy gdzie formalnie cały czas należało do ziemianina.
A opłaty za użytkowanie były skrzętnie notowane po stronie chłopskich zobowiązań.
Dla szlachcica przekazanie np: wołów w użytek poddanym było korzystne.
Nie musiał o nie dbać, karmić, a zwierzęta nadal w ramach pańszczyzny pracowały na folwarcznym gruncie.
Los chłopów miał być jedynie na tyle dobry by skrajna nędze nie uniemożliwiała im pracy.
W XVIII wieku nawet chłopska chata często stanowiła część "załogi" danej mu w dzierżawę przez pana na gruntach.
Chłop nie miał nic ale był "szczęśliwy". Uwięziony w sieci niespłacalnych długów.
Model do którego niektórzy rządzący i oligarchowie chętnie by dzisiaj wrócili...

W RON ten sposób odbudowy polegający na coraz większej eksploatacji poddanych zawiódł.
Pozbawieni resztek podmiotowości i szans awansu społecznego chłopi pracowali mało wydajnie.
W miarę możliwości sabotując efekty kolejnych prób przykręcania im śruby.
Zyski z folwarków zamiast na zwiększenie wydajności rolnictwa i odbudowę krajowego rzemiosła magnaci przejadali, zamieniali na sprowadzane z zagranicy dobra luksusowe.
W tych warunkach o innowacyjności, wzroście konkurencyjności czy rozwoju nie mogło być mowy.

Rzeczpospolita zamiast podnosić się z zgliszcz jak sąsiedzi kisła.

Ale to już inna historia. Ponurego memento tak dla zwolenników anarchokapitalizmu którego test na żywym organizmie zatopił regionalne mocarstwo.
Jak i myślących że jeśli niewolnictwo wprowadzać stopniowo zgodnie z zasadą gotowanej żaby oraz ładniej nazwać to poddani będą pracować wydajniej, bardziej się przykładać niż więźniowie łagrów.

Opisy z sprzed prawie 380 lat są nadal aktualne. Nie dziwią słysząc o kradzionej przez Rosjan na Ukrainie pościelach, ubraniach, armaturze czy sedesach.




Bibliografia:

Kamil Janicki „Pańszczyzna”

Artykuł opisujący wcześniejszą o kilka lat Wojnę Trzydziestoletnią https://hrabiatytus.pl/2018/11/19/wojna ... ej-europy/

Mijają wieki, wiele się zmienia by jeszcze więcej mogło zostać bez zmian...
Obrazek
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony pt 02 lut 2024, 17:07 przez Ramzan Szimanow, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
1411
Posty: 2564
Rejestracja: ndz 02 wrz 2018, 14:15
Lokalizacja: Śląsk
Kontakt:

pn 22 sie 2022, 17:01

Zacnie waść to opisał. Może trafi do kogoś, że historię znać należy i się na niej uczyć. Napewno nie trafi do tych u władzy, ale cóż... I nie, nie mówię jedynie o polskim rządzie.
Cieszy mnie, że dodałeś waść wzmiankę o tym, kto naprawdę szalał z paleniem czarownic. Ze dwa lata temu na zlocie, przy ognisku opowiadałem o tym kolegom.
Obrazek
Awatar użytkownika
SilesiaSurvival
Posty: 1067
Rejestracja: pt 12 lis 2021, 20:56
Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice / Warszawa
Kontakt:

pn 22 sie 2022, 17:51

Cześć 🫡

Powiedzieć że dobry wpis, to nic nie powiedzieć ;) Pięknie opisane , z cytatami…..

Trochę smutno się to czyta, kiedy swoje wojaki okazały się niewiele lepsze od obcych.

Pozdrawiam
~Bart
„Bardziej lękam się naszych błędów niż osiągnięć wroga” Perykles

Silesia Survival : zapraszam pod tą samą nazwą na YT , FB , IG oraz TT
[email protected]
West_End
Posty: 261
Rejestracja: pt 18 lut 2022, 21:11
Kontakt:

pn 22 sie 2022, 18:26

Masz rację, "przycisk lubię to" to mało. Miałem tego farta, że nasz kolega u którego byliśmy kilka dni temu też jest pasjonatem historii i dużo opowiadał. A tu cyk i dokładka... mówią, że cywilzacja wyginie gdy zapomni się o korzeniach ale patrząc wstecz te korzenie wcale nie są takie fajne aby do nich wracać.
Ramzan Szimanow
Posty: 1834
Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
Kontakt:

pn 22 sie 2022, 20:11

SilesiaSurvival pisze:
pn 22 sie 2022, 17:51

Trochę smutno się to czyta, kiedy swoje wojaki okazały się niewiele lepsze od obcych.

Pozdrawiam
~Bart
Częściowo wina tego że niekoniecznie byli to swoi...

Tylko słabo opłacani, zdemoralizowani najemnicy z innych krajów. Weterani wojny 30 letniej.
Cienie dużych "zawodowych" armii, zwłaszcza gdy nie czują wspólnoty narodowej z miejscową ludnością.
W wypadku szlacheckich milicji wojna często mogła być pretekstem do wyrównywania porachunków z nielubianymi sąsiadami.
Ogółem nie bez powodu później zaczęto przechodzić na armie z poboru i budować wspólnoty narodowe w zorganizowany sposób.
W siłach ekspedycyjnych, przy dyskusyjnym sensie wojny dobrze opłacany na najemnik jest zawsze lepiej zmotywowany jak młody poborowy.
Ale gdy żołnierzy potrzeba dużo, idąc w ilość. Walki są "w swojej okolicy" i z wyraźnie zmiennym szczęściem się to odwraca.
Gdzieś słyszałem cytat "Taki jest porządek świata że koty się marcują, dziewki obozowe puszczają, a najemnik ucieka gdy jest najbardziej potrzebny". Teraz nie pamiętam czy pochodzenia literackiego czy właśnie jednego z watażków wojny trzydziestoletniej.
1411 pisze:
pn 22 sie 2022, 17:01
Zacnie waść to opisał. Może trafi do kogoś, że historię znać należy i się na niej uczyć. Napewno nie trafi do tych u władzy, ale cóż... I nie, nie mówię jedynie o polskim rządzie.
Cieszy mnie, że dodałeś waść wzmiankę o tym, kto naprawdę szalał z paleniem czarownic. Ze dwa lata temu na zlocie, przy ognisku opowiadałem o tym kolegom.
Autor książki na której bazowałem ma lekko "lewoskrętne" skrzywienie, z drugiej strony temat który podjął "na prawicy" jest niestety często tabu a książka jest bardzo mocno oparta na źródłach historycznych. Wolałem doprecyzować skąd przyszła do Polski moda na pogromy domniemanych czarownic.
West_End pisze:
pn 22 sie 2022, 18:26
mówią, że cywilzacja wyginie gdy zapomni się o korzeniach ale patrząc wstecz te korzenie wcale nie są takie fajne aby do nich wracać.
Z drugiej strony nikt nie powiedział że gdzieś od nich odeszliśmy. II WŚ nie byłą tak dawno, rozpad Jugosławii. A teraz Donbas który z ledwo tlącego się konfliktu wybuchł w wojne grożącą destabilizacją całego kontynentu.
Ogółem pierwotnie miał to być krótki wpis o metodach maruderów i bandytów na okradanie ludzi, zmuszania ich do ujawnienia swoich skrytek. Trochę się rozrósł ale najwyraźniej z pożytkiem :)
Awatar użytkownika
1411
Posty: 2564
Rejestracja: ndz 02 wrz 2018, 14:15
Lokalizacja: Śląsk
Kontakt:

pn 22 sie 2022, 20:31

Zaiste, "na prawicy" także są tematy tabu, niestety. A prawda leży gdzie leży i nic sobie nie robi ze "skrętności" chcących ją koloryzować czy naginać. Trzeba tylko do niej dotrzeć. Wspomniałem o tych czarownicach, bo to jeden z przykładów, gdy przytacza się utarte poglądy, które w istocie nie są prawdziwe. Wtrącę jeszcze lekturę "Stulecie kłamstwa" Waldemara Łysiaka, jako dobry pogromca takich oklepanych i utartych poglądów.
Obrazek
Ramzan Szimanow
Posty: 1834
Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
Kontakt:

pn 22 sie 2022, 21:21

1411 pisze:
pn 22 sie 2022, 20:31
Zaiste, "na prawicy" także są tematy tabu, niestety. A prawda leży gdzie leży i nic sobie nie robi ze "skrętności" chcących ją koloryzować czy naginać. Trzeba tylko do niej dotrzeć. Wspomniałem o tych czarownicach, bo to jeden z przykładów, gdy przytacza się utarte poglądy, które w istocie nie są prawdziwe.
Zbyt wielu zamiast starać się wyciągać wnioski z historii woli używać ją wybiórczo używać jako narzędzie bieżącej walki politycznej.
Albo w ogóle ją ignorować bo uwierałaby ich bańki informacyjne. Pokazując jak wyznawane utopie były już gdzieś testowane i zapadały się pod własnym ciężarem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Scenariusze zagrożeń”