Jak to dawniej bywało, z pałą na zające.
: pt 02 wrz 2022, 18:05
ARTYKUŁ MA CHARAKTER ROZWAŻAŃ TEORETYCZNYCH I ETNOGRAFICZNYCH.
POZYSKIWANIE ZWIERZYNY OPISANĄ METODĄ W POLSCE PODLEGA POD ART. 165 K.W.
Kolejny ciekawy materiał odzyskany z strony internetowej "polowaczka.com" Edwarda Bielaszki.
Stanowi świadectwo wykorzystania w Polsce końca XX wieku techniki i sprzętu myśliwskiego kojarzącego się wręcz z bumerangami myśliwskimi australijskich aborygenów które musiały wyewoluować z podobnych pałek.
Oczywiście efektywne wykorzystanie wymagałoby intensywnego treningu, ale uważam że warto o tym wspomnieć.
Choćby w charakterze ciekawostki historycznej i etnograficznej której nie znajdziemy w podręcznikach.
"Pałą nazywano nic innego jak kawałek kija z ciężkiego drewna.
Stosowane były dwa podstawowe rodzaje pał, i związane z nimi dwie techniki ubijania zajęcy.
Osobiście nigdy tym rodzajem polowania się nie zajmowałem, aczkolwiek będąc w wieku szkolnopodstawówkowym miałem okazję dwa razy widzieć jak to wygląda w praktyce w wykonaniu bodajże mistrzów tej dyscypliny, oba przypadki były okazjonalne czyli przypadkiem przyuważyli zająca i postanowili sobie go upolować.
Miałem również niezliczone okazje wysłuchiwania opowiadań ojca i jego znajomych, jak za ich czasów młodzieńczych to jest zaraz gdzieś po drugiej wojnie światowej chodzili z pałami na zające.
Ostatnią informację o parających się tym rodzajem polowań słyszałem pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
Możliwe że jeszcze gdzieś jest paru ludzi, którym nieobcy jest ten rodzaj działalności łowieckiej.
Oni się nie chwalą, a namierzyć ich jest bardzo trudno.
Bo kto będzie podejrzewał emeryta z laską o kłusowanie zajęcy jeszcze przy użyciu laski.
Młodzi zaś przedkładają inne wyposażenie łowieckie, bardziej adekwatne do czasów współczesnych.
pała długa, ta ma zaledwie 3,5 m najlepiej by miała jakieś 5, 6 m pała krótka o długości 0,9 m.
Wracając do techniki stosowania pały jak wcześniej wspominałem były jej dwa rodzaje.
Pierwszy, pała o długości do metra, w zależności od potrzeb służyła jako broń pociskowa do rzucania na podobieństwo bumerangu lub obuchowa jak maczuga.
Wbrew pozorom posługiwanie się kawałkiem prostego patyka wymagało dużej praktyki i ciągłego doskonalenia w tej dziedzinie sportu.
O doborze odpowiedniego sprzętu nie wspomnę.
Kwestia wyważenia, długości czy ciężaru pały sprawiały, iż należało ją dobrać do własnych warunków fizycznych.
Jeden z tych przypadków które widziałem naocznie był właśnie związany doborem odpowiedniego sprzętu i natychmiastowym jego wykorzystaniem.
Jak to jest w zwyczaju u młodych chłopaków z gronem kolegów wysłuchiwałem opowieści pewnego łowcy na temat polowań, zwierzyny, broni i tym podobnych.
Myśmy siedzieli i słuchali a on opowiadał i murował jakiś budynek bodajże stajnię bo akurat w tym dniu robił za murarza.
W pewnym momencie jego wzrok z wysokości rusztowania utkwił w jednym punkcie.
Zlazł z rusztowania, podszedł do stosu faszyn przeznaczonych na opał i po długim tam gmeraniu, zrąbaniu co najmniej jednej wiązki wybrał to co mu odpowiadało.
Nam srogo nakazał siedzieć na miejscu, mogliśmy jedynie z daleka obserwować jego działania.
Samej akcji nie było wiele, ot idzie sobie starszy pan z kijkiem, nagle wylatuje zając spod krzaczka.
Szybki zamach kijka i zając już leży bezruchu, dla niewprawnego oka lub nie zainteresowanego osobą jegomościa z kijkiem całe zajście pozostawało by niezauważone.
Na grad naszych pytań a jak i w jaki sposób prześlijmy krótki teoretyczny kurs posługiwania się krótką pałą.
Po pierwsze mieliśmy się nauczyć rzucać pałą, ale nie byle jak.
Należało ją tak rzucać by strącić czubek kopczyka kretowiska bez niszczenia całego kopczyka.
Od tego czasu minęło z 25 lat a ja ciągle nie mogę opanować tej techniki może za mało trenowałem a może sprzęt miałem nie odpowiedni.
Drugi przypadek związany był z użyciem długiej pały.
Czyli moim zwyczajem poszedłem na pogaduchy do innego łowcy, a że on w tym czasie bronował pole konikiem zapowiadała się dłuższa konwersacja.
Podczas tej rozmowy poprosił mnie o przyniesienie jak najdłuższego kija jakiego znajdę w domu.
Nie pytając o jego przeznaczenie ruszyłem na poszukiwanie najdłuższego kija, ponieważ cała akcja odbywała się w pobliżu domu w którym mieszkałem po niecałych piętnastu minutach wróciłem z gotowym kijem.
Jegomość po krytyczny oglądnięciu kija stwierdził, że trochę za krótki i za cienki, ale od biedy będzie.
A muszę zaznaczyć, że kija przyniosłem co najmniej czterometrowego.
Oddał mi lejce i powolutku ruszyliśmy w rytm konika.
Ja z lejcami w dłoni on z tyczką ustawioną pionowo w górę.
Od początku nie było mi znane przeznaczenie tyczki, myślałem że potrzebował ją do dyscyplinowania konia.
W połowie długości pola nagle opuścił ją na sąsiedni zagon uderzając w ziemię.
Okazało się, że w odległości pięciu metrów od między w kotlince siedział sobie zając, siedział i udawał, że go tam nie ma.
Cała technika stosowania długiej pały opiera się na wykorzystaniu dosiadywaniu zajęcy w kotlinach.
Wyskakują one z nich w sytuacji kiedy według ich mniemania zagrożenie lub szanse ucieczki są największe.
Często zdarza się że idąc polem przechodzi się koło leżących zajęcy w odległości metra, a ten ufny w swoje maskowanie obserwuje przechodnia.
Stąd wzięło się twierdzenie, że zając śpi z otwartymi oczami.
W rzeczywistości nie śpi a obserwuje.
Cała trudność polegała na wypatrzeniu zająca na polu, podejściu do niego i umiejętnym uderzeniu pałą w zająca a nie w ziemię.
Często dla zabawy podchodziłem do wypatrzonych na polu zajęcy.
Techniki mogą być różne od zataczania coraz mniejszych pętli wokół kotliny (tak jak objeżdża się lisa czy inną zwierzynę), poprzez zbliżanie się zakosami do podchodzenia na wprost.
W większości przypadków udało mi się podejść na odległość 4 – 5 m, a czasem i bliżej.
Podchodzenie nie ma sensu po mrozie gdy ziemia dudni od kroków lub skrzypi śnieg, wtedy zające zrywają się bardzo daleko.
„Luka Była”
Tak według opowiadań tłumaczono niepowodzenia przy łowach na zające śpiące w trzcinach lub szuwarach.
Podczas silnych mrozów na dzienny odpoczynek zające z pól ściągają na zamarznięte zbiorniki wodne by odpoczywać w zaciszu trzcinowisk lub innych szuwar.
Według podań grupa łowców okrążała takie miejsce i jeden lub dwóch wchodziło w zarośla celem wypłoszenia zajęcy.
Oczywiście podczas tego rodzaju polowań większość zajęcy uchodziła bez szwanku, czasami udawało się utłuc zajączka lub dwa co przy porównaniu do stanu zajęcy w owych czasach nie stanowiło rewelacji, można by powiedzieć, że akurat te były chore.
Chcąc zgłębić temat postanowiłem sprawdzić jak bym sobie poradził używając takiego sprzętu łowieckiego.
Oczywiście nie ganiałem za zającami po polu, raz z przyczyn formalno-prawnych, drugi raz przy obecnym stanie zajęcy nie jest proste znalezienie zająca w polu.
Za zająca posłuży mi atrapa odpowiadająca rozmiarom zająca.
Dla testów przygotowałem sprzęt łowiecki w postaci pały długiej o długości 3,5 m co prawda mogła być dłuższa nawet do 6 m i krótkiej o długości 0,9 m.
Po kilku próbach całkiem dobrze radziłem sobie z długą pałą.
Natomiast krótka przysporzyła mi pewnych trudności.
Maksymalny zasięg jaki z niej wyciągałem przy rzucie równoległym do poziomu ziemi na wysokości 30 cm to dziesięć metrów.
Natomiast z celnością było krucho, średnio co drugi raz trafiałem na odległość 5 m, praktycznie za każdym razem z odległości 3 m.
Pewnie po intensywnym treningu w tej dziedzinie sportu można by uzyskać dużo lepsze wyniki w posługiwaniu się tego typu sprzętem łowieckim."
https://web.archive.org/web/20090515031 ... trona.html
https://twojememy.pl/wp-content/uploads ... ny-kij.jpg
POZYSKIWANIE ZWIERZYNY OPISANĄ METODĄ W POLSCE PODLEGA POD ART. 165 K.W.
Kolejny ciekawy materiał odzyskany z strony internetowej "polowaczka.com" Edwarda Bielaszki.
Stanowi świadectwo wykorzystania w Polsce końca XX wieku techniki i sprzętu myśliwskiego kojarzącego się wręcz z bumerangami myśliwskimi australijskich aborygenów które musiały wyewoluować z podobnych pałek.
Oczywiście efektywne wykorzystanie wymagałoby intensywnego treningu, ale uważam że warto o tym wspomnieć.
Choćby w charakterze ciekawostki historycznej i etnograficznej której nie znajdziemy w podręcznikach.
"Pałą nazywano nic innego jak kawałek kija z ciężkiego drewna.
Stosowane były dwa podstawowe rodzaje pał, i związane z nimi dwie techniki ubijania zajęcy.
Osobiście nigdy tym rodzajem polowania się nie zajmowałem, aczkolwiek będąc w wieku szkolnopodstawówkowym miałem okazję dwa razy widzieć jak to wygląda w praktyce w wykonaniu bodajże mistrzów tej dyscypliny, oba przypadki były okazjonalne czyli przypadkiem przyuważyli zająca i postanowili sobie go upolować.
Miałem również niezliczone okazje wysłuchiwania opowiadań ojca i jego znajomych, jak za ich czasów młodzieńczych to jest zaraz gdzieś po drugiej wojnie światowej chodzili z pałami na zające.
Ostatnią informację o parających się tym rodzajem polowań słyszałem pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
Możliwe że jeszcze gdzieś jest paru ludzi, którym nieobcy jest ten rodzaj działalności łowieckiej.
Oni się nie chwalą, a namierzyć ich jest bardzo trudno.
Bo kto będzie podejrzewał emeryta z laską o kłusowanie zajęcy jeszcze przy użyciu laski.
Młodzi zaś przedkładają inne wyposażenie łowieckie, bardziej adekwatne do czasów współczesnych.
pała długa, ta ma zaledwie 3,5 m najlepiej by miała jakieś 5, 6 m pała krótka o długości 0,9 m.
Wracając do techniki stosowania pały jak wcześniej wspominałem były jej dwa rodzaje.
Pierwszy, pała o długości do metra, w zależności od potrzeb służyła jako broń pociskowa do rzucania na podobieństwo bumerangu lub obuchowa jak maczuga.
Wbrew pozorom posługiwanie się kawałkiem prostego patyka wymagało dużej praktyki i ciągłego doskonalenia w tej dziedzinie sportu.
O doborze odpowiedniego sprzętu nie wspomnę.
Kwestia wyważenia, długości czy ciężaru pały sprawiały, iż należało ją dobrać do własnych warunków fizycznych.
Jeden z tych przypadków które widziałem naocznie był właśnie związany doborem odpowiedniego sprzętu i natychmiastowym jego wykorzystaniem.
Jak to jest w zwyczaju u młodych chłopaków z gronem kolegów wysłuchiwałem opowieści pewnego łowcy na temat polowań, zwierzyny, broni i tym podobnych.
Myśmy siedzieli i słuchali a on opowiadał i murował jakiś budynek bodajże stajnię bo akurat w tym dniu robił za murarza.
W pewnym momencie jego wzrok z wysokości rusztowania utkwił w jednym punkcie.
Zlazł z rusztowania, podszedł do stosu faszyn przeznaczonych na opał i po długim tam gmeraniu, zrąbaniu co najmniej jednej wiązki wybrał to co mu odpowiadało.
Nam srogo nakazał siedzieć na miejscu, mogliśmy jedynie z daleka obserwować jego działania.
Samej akcji nie było wiele, ot idzie sobie starszy pan z kijkiem, nagle wylatuje zając spod krzaczka.
Szybki zamach kijka i zając już leży bezruchu, dla niewprawnego oka lub nie zainteresowanego osobą jegomościa z kijkiem całe zajście pozostawało by niezauważone.
Na grad naszych pytań a jak i w jaki sposób prześlijmy krótki teoretyczny kurs posługiwania się krótką pałą.
Po pierwsze mieliśmy się nauczyć rzucać pałą, ale nie byle jak.
Należało ją tak rzucać by strącić czubek kopczyka kretowiska bez niszczenia całego kopczyka.
Od tego czasu minęło z 25 lat a ja ciągle nie mogę opanować tej techniki może za mało trenowałem a może sprzęt miałem nie odpowiedni.
Drugi przypadek związany był z użyciem długiej pały.
Czyli moim zwyczajem poszedłem na pogaduchy do innego łowcy, a że on w tym czasie bronował pole konikiem zapowiadała się dłuższa konwersacja.
Podczas tej rozmowy poprosił mnie o przyniesienie jak najdłuższego kija jakiego znajdę w domu.
Nie pytając o jego przeznaczenie ruszyłem na poszukiwanie najdłuższego kija, ponieważ cała akcja odbywała się w pobliżu domu w którym mieszkałem po niecałych piętnastu minutach wróciłem z gotowym kijem.
Jegomość po krytyczny oglądnięciu kija stwierdził, że trochę za krótki i za cienki, ale od biedy będzie.
A muszę zaznaczyć, że kija przyniosłem co najmniej czterometrowego.
Oddał mi lejce i powolutku ruszyliśmy w rytm konika.
Ja z lejcami w dłoni on z tyczką ustawioną pionowo w górę.
Od początku nie było mi znane przeznaczenie tyczki, myślałem że potrzebował ją do dyscyplinowania konia.
W połowie długości pola nagle opuścił ją na sąsiedni zagon uderzając w ziemię.
Okazało się, że w odległości pięciu metrów od między w kotlince siedział sobie zając, siedział i udawał, że go tam nie ma.
Cała technika stosowania długiej pały opiera się na wykorzystaniu dosiadywaniu zajęcy w kotlinach.
Wyskakują one z nich w sytuacji kiedy według ich mniemania zagrożenie lub szanse ucieczki są największe.
Często zdarza się że idąc polem przechodzi się koło leżących zajęcy w odległości metra, a ten ufny w swoje maskowanie obserwuje przechodnia.
Stąd wzięło się twierdzenie, że zając śpi z otwartymi oczami.
W rzeczywistości nie śpi a obserwuje.
Cała trudność polegała na wypatrzeniu zająca na polu, podejściu do niego i umiejętnym uderzeniu pałą w zająca a nie w ziemię.
Często dla zabawy podchodziłem do wypatrzonych na polu zajęcy.
Techniki mogą być różne od zataczania coraz mniejszych pętli wokół kotliny (tak jak objeżdża się lisa czy inną zwierzynę), poprzez zbliżanie się zakosami do podchodzenia na wprost.
W większości przypadków udało mi się podejść na odległość 4 – 5 m, a czasem i bliżej.
Podchodzenie nie ma sensu po mrozie gdy ziemia dudni od kroków lub skrzypi śnieg, wtedy zające zrywają się bardzo daleko.
„Luka Była”
Tak według opowiadań tłumaczono niepowodzenia przy łowach na zające śpiące w trzcinach lub szuwarach.
Podczas silnych mrozów na dzienny odpoczynek zające z pól ściągają na zamarznięte zbiorniki wodne by odpoczywać w zaciszu trzcinowisk lub innych szuwar.
Według podań grupa łowców okrążała takie miejsce i jeden lub dwóch wchodziło w zarośla celem wypłoszenia zajęcy.
Oczywiście podczas tego rodzaju polowań większość zajęcy uchodziła bez szwanku, czasami udawało się utłuc zajączka lub dwa co przy porównaniu do stanu zajęcy w owych czasach nie stanowiło rewelacji, można by powiedzieć, że akurat te były chore.
Chcąc zgłębić temat postanowiłem sprawdzić jak bym sobie poradził używając takiego sprzętu łowieckiego.
Oczywiście nie ganiałem za zającami po polu, raz z przyczyn formalno-prawnych, drugi raz przy obecnym stanie zajęcy nie jest proste znalezienie zająca w polu.
Za zająca posłuży mi atrapa odpowiadająca rozmiarom zająca.
Dla testów przygotowałem sprzęt łowiecki w postaci pały długiej o długości 3,5 m co prawda mogła być dłuższa nawet do 6 m i krótkiej o długości 0,9 m.
Po kilku próbach całkiem dobrze radziłem sobie z długą pałą.
Natomiast krótka przysporzyła mi pewnych trudności.
Maksymalny zasięg jaki z niej wyciągałem przy rzucie równoległym do poziomu ziemi na wysokości 30 cm to dziesięć metrów.
Natomiast z celnością było krucho, średnio co drugi raz trafiałem na odległość 5 m, praktycznie za każdym razem z odległości 3 m.
Pewnie po intensywnym treningu w tej dziedzinie sportu można by uzyskać dużo lepsze wyniki w posługiwaniu się tego typu sprzętem łowieckim."
https://web.archive.org/web/20090515031 ... trona.html
https://twojememy.pl/wp-content/uploads ... ny-kij.jpg