Od razu na wstępie , wpis nie jest mój. Jest to tekst przekopiowany z portalu społecznościowego FB, autora Borys Romanko. Odniosę się do pewnych tez, ale przeczytajcie bo warto.
~Bart
Oddajmy głos Autorowi:
Borys Romanko pisze :
„Kolejny wyjazd na Ukrainę za mną. Tym razem pojechałem na nieco dłuższy czas, by pomóc przy szkoleniu ochotników jacy zasilają Ukraińską armię.
Zanim wyjechałem miałem kontakt z Panią która zawiaduje ochotnikami – wolontariuszami. Napisałem jej z czego mogę szkolić (strzelectwo, ogóle szkolenie żołnierza piechoty, obsługa uzbrojenia, taktyka etc.) i na moje pytanie „jaki jest główny kierunek szkolenia, bo mogę zabrać sporo rzeczy przydatnych w szkoleniu”, dostałem odpowiedź „zabieraj wszystko!”. Czyli jak się domyśliłem brakuje wszystkiego . I tak też było na miejscu.
Pożyczyłem więc od ojca busa VW T4, zapakowałem do niego cele stalowe w dużej ilości, tarcze papierowe (sylwetki), takery, timery, gwizdki, 400 worków na piach, szpadle, lunety obserwacyjne, spraye w różnych kolorach, sprzęt do alpinistyki, dużo powertape, lunety celownicze, lasery celownicze, nokto i termowizję etc. Do tego własny osobisty sprzęt ochronno taktyczny i rzeczy codziennego użytku na ponad 3 tygodnie.
Ruszyłem w czwartek po południu bo czekałem jeszcze na kuriera który miał dostarczyć rzeczy dla chłopaków z 3 Brygady SSO. Na granicę dojechałem więc późna nocą. Przekroczenie granicy było tylko formalnością, ale zaraz za granica po minięciu pierwszych blokpostów musiałem się zatrzymać bo było już po godzinie policyjnej, a mi samemu zbyt mocno chciało się spać. Rano pobudka i dalej do jednostki w której miałem się stawić by pomóc w szkoleniu. Gdzieś tam po drodze za pomocą Nowej Poczty nadaję przesyłki, które idą na inne kierunki.
Na miejscu spotkałem Panią, z którą wcześniej rozmawiałem przez telefon, do tego dwóch Amerykanów, jednego Kanadyjczyka, tłumaczy oraz dowódcę batalionu. Od razu się przywitaliśmy i zaczęliśmy rozmawiać o potrzebach szkoleniowych. Bardzo szybko wyszło, że batalion niedawno zjechał z frontu, byli tam około 3 tygodni, z czego tydzień na 1 linii gdzie w ciągu tego jednego tygodnia mieli straty rzędu kilkudziesięciu osób. Dostali uzupełnienia, są już dwa tygodnie w bazie, teraz czas na intensywne szkolenie.
Z tej racji, że dopiero przyjechałem, a szkolenie już trwało, zdecydowaliśmy że w pierwszym tygodniu dołączę do programu który organizował jeden z Amerykanów czyli szkolenie strzelców wyborowych. Z tej racji, że chłopaki z jednostki dysponowali AK74 oraz RPK74 to na tym będziemy początkowo przeprowadzać szkolenie. Główny sierżant batalionu oraz zastępca do spraw szkolenia dają nam błogosławieństwo na wykorzystanie części poligonu na naszą wyłączność, sporo amunicji i wydzielają nam wszystkich strzelców wyborowych z batalionu. Od poniedziałku szkolenie ma wystartować, a jest piątek. Chodzę z jednym z Amerykanów po jednostce, poznaję ludzi, pytam o ich doświadczenia, potrzeby etc. Ten konkretny Amerykanin był z naszym batalionem na froncie i opowiada mi o tym jak wyglądała tam walka. Ogólnie rzadko używali broni osobistej, natomiast codzienność to był ostrzał artyleryjski oraz bombardowanie z samolotów. Nasz batalion to nowa jednostka więc nie mieli przydzielonej artylerii przez co nie mogli w żaden sposób odpowiedzieć na ostrzał, a przez brak jakiegokolwiek środka PLOT nie byli w stanie zestrzelić samolotu. Ogólnie siedzieli w okopach, czatach, na wysuniętych pozycjach, do tego gdzieś w trakcie tego tygodnia na pierwszej linii zrobili nocny rajd na pobliską wioskę by zniszczyć stanowisko przeciwnika, które ich nękało i tam wywiązała się walka pomiędzy i w budynkach. I to była jedna z niewielu okazji by w ogóle użyć karabinków.
W sobotę decydujemy się na wspólną organizację szkolenia z użycia noktowizji i termowizji (bo i tak nie mamy lepszego pomysłu jak zagospodarować ten dzień). Zaczynamy po południu krótko przed zachodem słońca. Omawiamy zalety i wady tego sprzętu, dajemy żołnierzom pochodzić na naszej noktowizji w różnym terenie, próbujemy na różnych dystansach znaleźć osoby przez termowizję i wiele innych rzeczy. Szkolenie jest dla ochotników, którzy nigdy nie mieli z takim sprzętem do czynienia, ale jest też kilku doświadczonych żołnierzy, którzy dzielą się swoimi wnioskami z frontu. Np. takim, że warto mieć nawet mały monokular termowizyjny przy sobie by móc znaleźć gorącą lufę która gdzieś z ukrycia strzela do Ciebie. W późniejszym czasie sprawdzamy to i nawet na niezbyt drogich monokularach widać wyraźnie świecącą w termowizji lufę, która rozgrzewa się do ponad 100 stopni podczas strzelania. Co prawda jest to często jeden „gorący” piksel, ale zwraca on uwagę.
W niedzielę żołnierze mają wolny dzień, więc zwiedzamy miasto, jeździmy po poligonie i omawiamy szczegóły dotyczące szkolenia.
W poniedziałek od rana zaczynamy wykładem o roli strzelca wyborowego w drużynie/plutonie, zadaniach, sprzęcie, amunicji itd. Po tym wszystkim bierzemy całą broń która mamy i którą przynieśli żołnierze (wielu z nich miało swoje prywatne repetiery, AR15, AR10 lub inne konstrukcie) i każdy z nich uczy się jak obsługiwać, składać i rozkładać różną broń strzelecką. Dla części z nich jest to tylko powtórka, dla innych coś zupełnie nowego.
Nie będę się skupiał na wszystkich szczegółach szkolenia, ale w kolejnych dniach sporo strzelamy na poligonie. Od 25m do 500m z użyciem zarówno przyrządów jak i optyki. Moim najważniejszym wkładem w szkolenie jest planowanie i realizacja szkolenia bez strzałowego. Czyli na czym się skupić w szkoleniu bez strzałowym, jak przeprowadzać takie szkolenie by było ono najbardziej efektywne, jak trenować składowe czynniki celnego strzelania w reżimie czasowym, jakie są standardy czasowe wykonania ćwiczeń strzeleckich etc. Wielokrotnie dyskutujemy o tym czy dana metoda miała gdzieś zastosowanie na froncie i jak będzie to wpływać na indywidualne umiejętności każdego żołnierza
Przy okazji rozmawiamy o doświadczeniach chłopaków które zebrali od początku konfliktu. Część z nich służyła w różnych miejscach, więc mam możliwość zbierania doświadczeń z różnych odcinków frontu ukraińskiego od początku wojny. Głownie poznaję relację ludzi służących w obronie terytorialnej Kijowa, dookoła Kijowa, z północnych (Charków) i wschodnich (Irpień) rejonów walk. Wnioski są następujące:
- friendly fire – z braku koordynacji oraz rozdawnictwa broni na początku konfliktu, bardzo często dochodziło do ostrzału własnych oddziałów, oficerowie potrafili opuścić swoje pododdziały, szerzyć wśród swoich pododdziałów niepotrzebna panikę (Jedzie na nas 14 kilometrowa kolumna czołgów, zginiemy!), bardzo często przez jakieś osobiste animozje (albo podejrzenia że ktoś tam może być zdrajcą) ktoś kogoś nie poinformował, że ma dojść do styczności pododdziałów i np. podczas wymiany w okopach dochodziło do ostrzelania własnych sił które przyjechały na stanowiska bojowe. Innym ciekawym tematem jest brak stosowania się przez ludność cywilną do godziny policyjnej i związane z tym strzelanie do ludności cywilnej (stoi żołnierz na punkcie kontrolnym, w Kijowie działały w tym czasie już grupy dywersyjne i specjalne, w mroku nocy po 22:00 wpada na niego zapatrzony w telefon i mający słuchawki na uszach inny chłopak, przestraszony zaczyna uciekać, nie słyszy komend Stop! Będziemy Strzelać! I dochodzi do tragedii)
- brak świadomości żołnierza i informowania go szczegółach zadania – często zdarzają się sytuacje że zwykli żołnierze słyszą rozkaz „Pakujcie się, wyjeżdżamy na zadanie bojowe” ale gdzie jadą, po co jadą, co będą robić, jaki przeciwnik ich czeka to już jest tajne! To odcinanie prostego żołnierza od niezbędnej mu informacji sprawia, że żołnierz walczy gorzej. Powód takiego działania? Bo mogą być zdrajcy (jak jest podejrzenie zdrady lub zwykła paranoja to po co w ogólne konstruować takie pododdziały i wysyłać je do walki?)
- brak podstawowego szkolenia piechoty dla każdego żołnierza – większość ochotników, którzy dołączyli do wojny w dniu inwazji 24 lutego miała nikłe lub żadne przeszkolenie wojskowe przez co dochodzi do wielu strat związanych z brakiem umiejętności prawidłowego okopywania się, brakiem bezpiecznego posługiwania się bronią, których można by uniknąć
- brak lokalnych haseł rozpoznawczych oraz komunikacji radiowej – brakowało haseł rozpoznawczych oraz komunikacji radiowej przez co często dochodziło do przenikania przeciwnika przez linie oraz friendly fire
- brak systemu szkolenia i standardów – to na co boleje każdy zorganizowany system. Jeżeli nie ma jasnych i prostych procedur które są na bieżąco aktualizowane o zbierane doświadczenia, to tak prawdę nie wiemy w którą stronę wiosłujemy. Więc nie dopłyniemy nigdzie.
W kolejnych dniach udaje się zrealizować szkolenie inżynieryjne z planowania i wykonywania obrony przygotowanej drużyny/plutonu. Kopanie w terenie nigdy nie było proste i przyjemne, ale to jest mega ważne szkolenie! Omawiamy ich uwagi na ten temat, każdy kolejny okop staramy się oceniać czy jest dobrze wykopany, zamaskowany itd. Ja latam dronem nad ich okopami i pokazuję im jak ich pozycje obronne wyglądają z góry, dyskutujemy nad tym jak artyleria oddziaływuje na pozycje obronne, co chroni, a co nie. Wartościowe, a dla niektórych jest to pierwszy okop jaki kopią w życiu! Pojawia się wiele szczegółowych wniosków od żołnierzy którzy byli już na froncie na temat konstrukcji linii obronnych. W nocy śpią w okopach. Takich szkoleń udaje się zrealizować kilka sztuk, niestety nie wszyscy są zapaleni do kopania, a gdy spada deszcz to ta motywacja maleje do zera. Niestety każdy ma wydany tylko jeden mundur, a dowódca batalionu nie może pozwolić sobie na masowe przeziębienie wśród żołnierzy.
W kolejnych dniach zgrywamy drużyny i plutony w ataku, podczas natarcia z użyciem bojowej amunicji. Wykorzystywaliśmy w szkoleniu także element wsparcia sekcji karabinów maszynowych oraz granatników RPG7. I to wszystko razem z elementem manewrowym w postaci plutonu składającego się z trzech drużyn w natarciu. Gdzieś tam po drodze robię jeszcze mały kurs walki w mieście jak za starych dobrych strzeleckich czasów. Ogólnie potrzeb jest wiele, wniosków jeszcze więcej. Czas na szkoleniu mija szybko, niektórzy instruktorzy nas opuszczają, w tym czasie przyjeżdżają inni, którzy zostają w batalionie na dłuższy czas na kontrakcie. Ja po 3 tygodniach pracy, żegnam się i z wieloma uściskami dłoni oraz kontaktami wracam do siebie. To był mega dobry i budujący czas. Dobrze jest widzieć, że jakość żołnierza Ukraińskiego rośnie z dnia na dzień. Z licznych opowieści wynika że orki nie są tak dobrze wyszkolone i wyposażone. Tylko jakością wygramy ten konflikt!
Wnioski dla nas, Polaków którzy chcą być gotowi do wojny z orkami. Nie są poukładane, starałem się punktować to co często u nas leży w szkoleniu:
1. Często mówi się o przygotowaniu rezerw przed wojną, że będziemy mieć na to czas, że zgranie pododdziałów nastąpi przed wojną itd. itp. BZDURY! Ukraina powołała w ciągu 5 miesięcy do różnych sił i służb bezpieczeństwa państwa, około 500-600 tysięcy ludzi. Nie ma takiej siły szkoleniowej która zdąży przygotować i zgrać taką ilość ludzi na tak skomplikowaną rzecz jaką jest konflikt zbrojny, w tak krótkim czasie. I to na serio nie chodzi o szkolenie specjalistów typu obsługa stacji radiolokacyjnej czy pilota myśliwca (choć oczywiście tacy ludzie są niezbędni w konflikcie!). Tutaj chodzi o kwestię podstawowego szkolenia żołnierza piechoty. Czym jest takie podstawowe szkolenie? To są takie tematy jak: dyscyplina wykonawcza, SERE, nawigacja, inżynieria pola walki, szkolenie z materiałów wybuchowych, maskowanie, taktyka piechoty od poziomu pary do poziomu plutonu podczas ataku i obrony, dyscyplina informacyjna, łączność, szkolenie OPBMR, szkolenie z dronów, strzelanie z różnych rodzajów broni którą wykorzystuje pluton piechoty (karabinki, karabiny maszynowe, karabiny wyborowe, granatniki ppanc, wyrzutnie plot). Na takie szkolenie jak już niejedna armia świata zdążyła się przekonać trzeba poświęcić minimum 3 miesiące realnego skoszarowanego szkolenia. Ale to musi być zaplanowane i zrealizowane z głową szkolenie, a nie to co serwuje nasza armia w większości. Niestety ale nasza armia nie daje nam takich możliwości, musimy się szkolić i zgrywać sami. I tak, ta sama armia w razie wojny wciągnie nas na etat, wypełni kwity, uzbroi, umunduruje, coś tam pokaże jak się samemu nie zabić i wyśle na front. Taka będzie ta smutna rzeczywistość. Jeżeli armia nie potrafi, a często nie daje możliwości szkoleniowcom by zrealizowali prawidłowo szkolenie podstawowe, to jak ta sama armia ma to zrobić w trakcie przygotowań lub już w czasie wojny? W czasie kiedy najbardziej doświadczona kadra będzie już na froncie lub będzie brała udział w walkach. Zresztą to nie jest kwestia doświadczonej kadry, bo Ukraińskie doświadczenia mówią to samo. Doświadczony żołnierz to niekoniecznie nauczyciel. Metodyka nauczania to nie jest czytanie z kartki konspektu lub stanie przed pododdziałem i opowiadanie o swoich doświadczeniach. To zaplanowane wykonywanie pewnych ćwiczeń od tych najbardziej prostych do złożonych. Także trzeba się szkolić samemu bo inaczej dupa zbita. To umiejętność zbudowania programu szkolenia z tak różnych elementów by dotrzeć do zróżnicowanego kursanta. Różni ludzie, różnie przyjmują informacje, więc do niektórych trafia wzorcowy przykład, do innych tysiące powtórzeń, a do ostatniego przeczytanie podręcznika lub oglądnięcie filmu na YT. Każda metoda jest dobra byleby trafiła do głowy. Ale by to się wydarzyło potrzeba szkoleniowców, nauczycieli którzy wsparci doświadczonymi żołnierzami przeprowadzą szkolenie.
Nie wiem czy zwróciliście uwagę ale w wypisanych tematach szkoleniowych nie ma śpiewania pieśni, musztry i kształcenia obywatelskiego. Tak, są one zwyczajnym marnotrawieniem czasu .
2. Brak absolutnie wszystkiego jeżeli chodzi o wyposażenie taktyczne. Na Ukrainie nie ma wielu rzeczy takich jak zatyczki, okulary ochronne, balistyka, amunicja specjalistyczna czy noktowizja. Wszystko trzeba przywozić z europy, a to co jest na półkach znika w chwile moment. A jak już coś jest to często jest w cenach 4 razy wyższych niż u nas. Także jak nie macie jakiegoś gadżetu do Waszej broni to zwyczajnie będzie on mega trudno dostępny w trakcie wojny. Miej też najlepszy sprzęt jaki jesteś w stanie kupić, bo u nas wojny nie ma i mamy czas na odkładanie kasy. W trakcie wojny gwarancja nie działa.
3. Zdobywanie doświadczeń na krwi. Często by przećwiczyć pewne elementy rozwiązań taktycznych trzeba zwyczajnie czasu. To jest kwestia sprawdzenia tego najpierw na sucho, następnie z amunicją bojową, a w dalszej kolejności z użyciem amunicji typu ASG, UTM, FX czy innej dzięki której można powalczyć z realnym przeciwnikiem w rzeczywistym starciu by sprawdzić czy dane elementy naszego planu taktyki działają. Nawet granie w jakieś gry komputerowe, które mają symulować rzeczywistość jak Arma czy VBS jest lepsze niż całkowity brak takich doświadczeń przed przystąpieniem do realnej walki i starcia z przeciwnikiem. Ktoś pewnie zaraz powie, że na prawdziwej wojnie będzie zupełnie inaczej. To po co w ogóle ćwiczyć cokolwiek skoro na wojnie będzie inaczej. Zresztą nie raz już udowodniono że wprowadzanie elementów symulacji do jakiegokolwiek szkolenia jest lepsze niż powtarzanie schematów setki razy. Często na swoich szkoleniach najpierw wprowadzałem jakiś mały element starcia z przeciwnikiem by od razu można było razem z ludźmi wyciągać wnioski oraz po to by pokazać gdzie jest punkt końcowy naszego treningu. To musi być jeżeli więcej ludzi ma wrócić do domu żywych i zdrowych. Niestety u nas tego nie ma! A nawet jeżeli jest, to jest w tak małej skali że ciężko to przełożyć na całość armii. W Ukrainie nowy pododdział jest bardzo często od razu kierowany na front właśnie po to by od razu złapał poprawne doświadczenia i znał kierunek w którym musi iść szkolenie. Brutalne, ale w rzeczywistości kiedy nie wiadomo kto najbardziej potrzebuje dobrego szkolenia oraz wyposażenia jest to najlepszy środek weryfikacji wartościowych ludzi.
4. Drony. Ta wojna oraz wcześniejsza w Karabachu pokazały dobitnie że nie tylko wojskowe ale i cywilne drony to coś co zmienia całkowicie pole bitwy. Te drony po naszej stronie muszą być obecne w masowej ilości, pokuszę się o stwierdzenie że każda czteroosobowa sekcja ma mieć swojego drona! To jest bardzo dobry środek rozpoznawczy, każdy żołnierz powinien chociaż trochę poznać obsługę drona i umieć wykorzystywać go bezpiecznie. Niestety u nas latanie zwykłym cywilnymi dronami nad poligonem jest zakazane bo to teren wojskowy…. A żołnierz musi wiedzieć jak wygląda jego pododdział z góry, jak wygląda jego pozycja obserwowana z drona. To są mega ważne wnioski. I tu na serio nie chodzi często o mega skomplikowane drony z oprogramowaniem które wykrywa ruch, czy drony z termowizją (choć i te doświadczenia są bardzo ważne). Tu często chodzi o Mavica Mini który przylatuje od pozycji przeciwnika by ocenić sytuację z góry, zaplanować atak czy uderzenie artyleryjskie. Oczywiście na czas konfliktu taki cywilny dron musi być przygotowany do użycia w środowisku oddziaływania stacji zakłócania, ale to temat na osobny wywód.
5. Telefony. Bezpieczeństwo informacyjne w postaci dbania o rozpowszechnianie informacji poprzez smartfony to jest mega ważna kwestia. To są często proste rzeczy typu włączanie trybu samolotowego lub wyłączanie telefonu. Albo z takich dobrych praktyk to korzystanie z aplikacji typu Signal, z telefonu który w trybie samolotowym i jest połączony do sieci WiFi ustawionej w bazie, a antena wyrzucona jest 300m za bazę. Korzystanie z messengera w okopach to na serio nie jest najlepszy pomysł. Robienie sobie fotek w każdej możliwej sekundzie szkolenia pokazując całe otoczenie po którym można dojść gdzie znajdują się żołnierze też nie jest najlepszym pomysłem. Jak robisz zdjęcie to zrób tak by było widać trawę albo niebo, z samego zdjęcia zrób printscreena i dopiero wysyłaj do kolegów. Tak, rakieta wystrzelona z okrętu podwodnego na morzu potrafi dolecieć na koordynaty lub otoczenie znalezione z zdjęcia z Instagrama.
6. Wszystko co robisz podczas szkoleń musisz umieć robić przy braku lub przy ograniczonym świetle lub/i przy użyciu noktowizji. Bo noc to sprzymierzeniec. I musi być naturalnym środowiskiem walki.
7. Masowość rannych i zabitych. Każdy kurs medycyny pola walki musi obejmować elementy selekcji rannych oraz opieki na wieloma rannymi. Współczesna artyleria i inna ciężka broń sprawia, że podczas działań lekko ranni to będzie chleb powszedni, więc nie tylko samopomoc ale także umiejętność udzielania pomocy wielu z swoich kolegów. I to często są sytuacje gdzie trzeba tylko powiedzieć do kogoś „załóż sobie stazę!” lub wyciągnąć mu z apteczki opatrunek bo ranni ludzie są często w dużym szoku.
8. Duże dystanse w walce. Najbliższa linia umocnień przeciwnika to często 800-1200m. Pomyśl o tym kiedy następnym razem będziesz trenował strzelanie do 100m z super taktycznego karabinka . Nie mówię tutaj o tym, że taki karabinek jest niepotrzebny bo zdarzają się walki na bliższych dystansach np. w mieście, ale chodzi o statystykę użycia tego typu broni. Najbliższy punkt na wypadek rozbicia pododdziału albo wyjścia z okrążenia to minimum 15km. Z plecakiem, z dużym obciążeniem bo zabierasz moździerze i amunicję i musisz iść szybko bo jak nie zdążysz to zamkną Cię w okrążeniu.
9. Brak stałości w pododdziałach oraz umiejętność obsługi różnego uzbrojenia. Ze względu na straty i rotacje na sprzęcie nie ma co mocno przywiązywać się do swoich drużyn, plutonów i kompanii. Należy umieć działać wspólnie według przyjętych procedur bo ludzie będą się bardzo często rotować. To samo jeżeli chodzi o obsługę uzbrojenia. Zanim się obejrzysz to będziesz pomocnikiem celowniczego moździerza bo poprzedni zginie w pierwszym tygodniu na linii. I jak, umiesz obsłużyć moździerz, wiesz po co są te białe opaski na granatach moździerzowych?
10. Baterie, akumulatory, powerbanki. Prąd jest potrzebny do wszystkiego, więc miej go zawsze duży zapas. Kindle z zapasem ebooków potrafi być świetnym wypełniaczem czasu z swoim monochromatycznym ekranem. I nagle stajesz się najczęściej czytającym Polakiem!
11. Pojazdy. Cywilne pojazdy bez opancerzenia są bardzo szybko tracone na polu walki. Pomagają one w prostej logistyce czy transporcie wojsk, ale jakiekolwiek użycie ich do walki jest skazane na porażkę. Żadne szkolenie VCQB tu nie pomoże, bo nawet blok silnika nie zatrzyma pocisku moździerzowego czy pocisku z armaty. Standardową wręcz procedurą powinno być ukrycie pojazdu pod jakimś rodzajem maskowania i nakrycie go siatką maskującą w celu rozbicia jego kształtu oraz ukrycia ciepła tarcz hamulcowych i silnika. Jeżeli jeździsz po trawie lub po polu to pilnuj by ślady wyjeżdżone do każdego ukrycia były rozjeżdżane równomiernie, a samych ukryć powinno być kilka.”