Dalszy ciąg offtopu o zapomnianych przez PRL wyczynach naszych Czeskich sąsiadów.
W sumie może by to wydzielić w osobny temat?
https://www.facebook.com/share/p/1BhpfsQbKo/
WOJNA POLSKO-CZESKA A.D. 1945
80 lat temu…
(Zachęcam do lektury wpisu z rana, bo tam uzupełniłem zdjęcie)
Gdy kończyła się II Wojna Światowa, wydawało się, że przebieg granic został już ustalony przez mocarstwa. Jednak w maju i czerwcu 1945 roku pojawiło się widmo wybuchu kolejnych wojen. Jednej - na Bałtyku, o czym opowiem niebawem. Drugiej - na Krecie, o czym już kiedyś pisałem.
A trzeciej - tam gdzie ją zamroził Adenoid Hynkel swoją napaścią na Polskę 1 września 1939 roku. Wraz z upadkiem III Rzeszy wróciły stare porachunki.
Niedokończoną nigdy wojnę o Zaolzie, przemysłowy, bogaty region, którego pragnęła i Czechosłowacja, która niegdyś siłą i przemocą go zajęła, i zasłaniająca się demokratycznym prawem Polska. To byla jedna z tych zapomnianych, wstydliwych kart, o których przez dekady nie można było mówić. Wszak w „braterskim bloku demokratycznym” nigdy nie istniały waśnie…
* * *
Jeśli podobają Ci się moje wpisy, zachęcam do wspierania mnie przez Patronite lub BuyCoffee pod adresem "wojnawkolorze". Zachęcam do śledzenia i lektury poprzednich wpisów, oraz udostępniania i komentowania.
* * *
Spory między Polską i Czechosłowacją nie były żadną nowością. Wszak wiecie z moich wpisów, że zaczęły się one tuż po odzyskaniu niepodległości przez oba państwa w 1918 roku. Najpierw, w styczniu 1919 roku na Zaolzie agresji dokonali Czesi, dopuszczając się mordów na jeńcach i rozmaitych przestępstw. Potem - w październiku 1938 roku - Polacy, odzyskując utracone ziemie. Jeśli ktoś potrzebuje, linki w komentarzach.
Wydawało się, że II Wojna Światowa zażegnała spór, jednak ona go wyłącznie przytłumiła.
Spór miał powrócić wraz z czołówkami Armii Czerwonej.
Pogranicze Polski i Czechosłowacji to, obok Węgier, odcinek frontu gdzie Sowieci mieli jednak najmniejsze postępy. Podczas gdy inne fronty zdobywały Prusy Wschodnie, Pomorze, Brandenburgię, to 4. Front Ukraiński generała Iwana Pietrowa dosłownie człapał na zachód. Choć swoją ofensywę zaczął 15 stycznia 1945 roku spod Jasła, a trzy dni później z okolic Preszowa na Słowacji, to jego sukcesy zatrzymały się na zdobyciu Nowego Sącza i Wadowic w okresie 20-27 stycznia 1945 r. Na nieszczęście dla Sowietów i generała Pietrowa, dowódcą niemieckiej obrony tutaj był dowódca 1. Armii Pancernej, generał Ferdinand Schörner, świeżo przybyły ze znanej Wam już Kurlandii. Nieszczęsny generał Pietrow spotka się z nim niebawem jeszcze raz - pod Budziszynem.
Sowiecki plan zakładał przełamanie niemieckiej obrony pod czeską Ostrawą i wejście do Bramy Morawskiej, przejęcie Ołomuńca i wreszcie - zdobycie Pragi. Cały plan miał zostać wykonany do połowy marca 1945 roku.
W rzeczywistości niemiecki opór pod Raciborzem i Wodzisławiem Śląskim był tak duży, że Sowieci zdołali go przełamać dopiero pod koniec marca 1945 roku, niemal równając miasta z ziemią (Racibórz został zniszczony w 80 %!), a dopiero 22 kwietnia Opawę (po ciężkim ostrzale artyleryjskim, niszcząc zabudowę miasta). 30 kwietnia Sowieci z trudem wreszcie zdobyli Ostrawę.
Do walk wprowadzili też 1. Czechosłowacki Korpus Armijny gen. Ludvika Svobody, na czele z 1. Samodzielną Brygadą Pancerną, oraz czeską 1. Mieszaną Dywizję Lotniczą - taki czeski odpowiednik „ludowego” Wojska Polskiego, ale pod zwierzchnictwem czechosłowackiego rządu w Londynie i z jego oficerami. Wszak Czesi nigdy nie utracili stosunków dyplomatycznych z Sowietami i cieszyli się ich sympatią i zaufaniem. Trzonem Korpusu byli żołnierze Legionu Czechów i Słowaków, formowanego w Polsce w 1939 roku, a którzy trafili do sowieckiej niewoli, pardon, internowania po 17 września. W odróżnieniu od Polaków, ich nie spotkał nigdy żaden Katyń. Czechów i Słowaków później, już po inwazji niemieckiej 22 czerwca 1941 roku zasilono licznymi jeńcami i dezerterami z jednostek słowackich (głównie 1. Dywizji Piechoty), Rosjanami pochodzenia czeskiego, oraz wcielanymi przymusowo Czechami wołyńskimi. Uzupełniali to oficerowie przybyli z Anglii. Po wtoczeniu się na tereny Zakarpacia i Słowacji przebiło się do niego również trochę słowackich partyzantów.
Po ciężkich walkach o Przełęcz Dukielską jesienią 1944 roku, zakończonych klęską Armii Czerwonej i 1. Korpusu właśnie, operacja ostrawsko-morawska była powrotem Czechów i Słowaków do walki we własnym kraju. Operacja, wskutek niemieckiego oporu, zakończyła się jednak dopiero 6 maja 1945 roku. Zginęło 25 tys. Sowietów i Czechosłowaków, kolejnych 90 tys. zostało rannych.
* * *
Wraz z jej postępami podążało czeskie pragnienie rewanżu, idea poszerzenia Czechosłowacji i przesunięcia jej na północ. To już nie był konflikt tylko o Zaolzie. Najskromniejsze koncepcje czeskich władz komunistycznych zakładały zajęcie co najmniej Ziemi Kłodzkiej, Raciborza i Wodzisławia Śląskiego. Najśmielsze, wręcz imperialistyczne, jakie wysuwał po cichu przedwojenny sowietofilski prezydent Czechosłowacji, Edvard Beneš - przejęcie całego całego Śląska aż do Nysy Kłodzkiej z podzielonym Wrocławiem. Czesi wszak argumentowali, że przez setki lat Śląsk należał do Królestwa Czech, i że oni, jako pierwsza ofiara III Rzeszy, mają do niego największe prawo. W dodatku byłaby to odpowiednia rekompensata za utraconą na rzecz ZSRR Ruś Zakarpacką…
Dlatego też, jak pisze Mateusz Paszenda w swojej książce „W cieniu starcia totalitaryzmów. Losy Górnoślązaków w XX wieku” wydanej Festung Posen 1945, w maju 1945 roku w rejonie Raciborza, Wodzisławia, Kłodzka pojawili się czescy agitatorzy i przedstawiciele lokalnej administracji, a w wielu miejscowościach po zachodniej stronie Odry tworzono czeską milicję i nakazano wywieszać czeskie flagi.
10 maja 1945 roku oddziały czeskie weszły nawet do Raciborza! Zaczęło dochodzić do agitacji, zastraszania, rugów - przymusowych przesiedleń ludności polskiej, znanych z roku 1919 i 1920. Czeska milicja pod bronią grabiła ludność ze zwierząt hodowlanych, płodów rolnych, wozów, ubrań. Demontowano też młyny, młockarnie i co mniejsze zakłady przemysłowe. Czesi swoich metod sprzed dwóch dekad nie zmienili ani na jotę.
Pierwotnie zapędy Czechów zatrzymały sowieckie komendantury wojskowe, które kazały im się wycofać, ale były to rozwiązania tylko doraźne. Sowieccy komendanci często sami nie wiedzieli, kto ma objąć dane ziemie. Przykładowo, sowiecka komendantura Bystrzycy Kłodzkiej i Wałbrzycha 26 i 28 maja 1945 r. nie chciała ich przekazać przybyłej polskiej administracji.
Czesi tylko udawali, że rezygnują, ale zaraz potem przekraczali granicę w innym miejscu. Przykładowo, polscy milicjanci i osadnicy przechwycili czeską bandę milicjantów ze zrabowanym bydłem w okolicach Raciborza 6 czerwca 1945 roku. Po ich rozbrojeniu i odebraniu bydła zostali aresztowani, ale naraz zwolnieni na żądanie czeskich władz wojskowych. Z kolei 2 czerwca do Kłodzka wjechały dwie ciężarówki wyładowane czeskimi milicjantami, którzy zorganizowali wiec agitujący za przyłączeniem miasta do Czechosłowacji. Chętnie też wykorzystywali do współpracy lokalnych Niemców, strasząc ich nadejściem znienawidzonych Polaków.
W połowie czerwca Czesi już kompletnie stracili hamulce. 10 czerwca 1945 roku do Raciborza zbliżył się czechosłowacki batalion piechoty z 1. Brygady Pancernej płk Vladimira Janko, wsparty plutonem czołgów i dwoma plutonami zmotoryzowanymi. Czesi zajęli 14 miejscowości i stanęli 5 km od miasta. Polskich pograniczników rozbrojono, a polskim mieszkańcom dano 2 godziny na spakowanie się i wyprowadzkę. Jednocześnie z Pragi do Londynu, Moskwy, Waszyngtonu i Warszawy poszły noty zapowiadające zajęcie Ziemi Kłodzkiej przez armię czeską.
Wojna wisiała na włosku.
* * *
Tym razem jednak Czesi nie mieli już do czynienia z kilkoma słabymi oddziałami polskiej armii walczącej naraz na kilku frontach. Mianowany Marszałkiem Polski i ministrem obrony narodowej Michał Rola-Żymierski, dawny legionista, o przepięknej karcie przed 1926 rokiem, a później splamiony korupcją, odsiadką i agenturalnością na rzecz ZSRR, odnalazł w swych żyłach tę jedną kroplę sanacyjnej, legionowej krwi. I nie zamierzał dać Czechom pardonu. Być może dlatego, że komunistyczny prezydent Bolesław Bierut wyjechał do Moskwy i Żymierski przestał się bać Sowietów…
Marszałek zażądał od Czechów natychmiastowego wycofania się. Rozkazał także oddziałom 2. Armii Wojska Polskiego (konkretnie 10. Sudeckiej Dywizji Piechoty gen. Mikołaja Prus-Więckowskiego) - które dopiero co zostały przerzucone spod czeskiej Pragi - obsadzić linię Prudnik-Nysa, a 1. Korpusowi Pancernemu gen. Józefa Kimbara - linię Prudnik-Cieszyn.
W rejon Ziemi Kłodzkiej udał się też wicewojewoda śląski Stefan Wengierow i 500 uzbrojonych członków straży przemysłowej z Wrocławia, a Krajowa Rada Narodowa nakazała ustawić słupy graniczne na granicy z Czechosłowacją. 15 czerwca ultimatum posłowi Janowi Hejretowi o wycofanie czeskich oddziałów z Kłodzka i spod Raciborza przekazał sam marszałek Żymierski. Zajęte przez nich miejscowości nakazano otaczać, Czechów rozbrajać i odstawiać na czeską stronę. Dopuszczono do otwarcia ognia na wypadek czeskich prowokacji. Komunistyczny Rząd Tymczasowy zaś apelował do Stalina i rządu radzieckiego o zmuszenie Czechów do wycofania się.
Rządzący Polską komuniści wiedzieli o swej niepopularności, szczególnie w kontekście traconych właśnie Kresów Wschodnich. Dlatego bardzo starali się wyzyskać jak najwięcej terytoriów na zachodzie, północy i południu, by zrównoważyć straty na wschodzie. W przypadku Czechosłowacji - wiedząc jak ważne są symbole - byli gotowi na kompromisy, oferując Czechom część Ziemi Kłodzkiej w zamian za Zaolzie. Praga jednak nie była zainteresowana.
17 czerwca 1945 roku doszło do apogeum konfliktu polsko-czechosłowackiego. Marszałek Rola-Żymierski nakazał wkroczenie do Kłodzka, oraz przygotowanie do przekroczenia Olzy w celu zajęcia Zaolzia tak, jak generał Władysław Bortnowski na czele Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Śląsk” siedem lat wcześniej. Po polskiej stronie zgromadzono tysiąc żołnierzy, a sam marszałek wygłosił tam bardzo patriotyczne przemówienie.
Wówczas do sprawy wmieszał się osobiście Józef Stalin. Sowiecki dyktator 18 czerwca nakazał przerwanie konfliktu i wycofanie się na ustalone granice. Przestraszeni Czesi natychmiast wycofali się z terenów polskich i odwołali ściągane oddziały.
* * *
Można tylko domniemywać, jak zakończyłaby się ewentualna konfrontacja „ludowego” Wojska Polskiego z oddziałami czechosłowackimi.
Choć na papierze obie armie prezentowały podobny poziom, to czeska 1. Brygada Pancerna płk Vladimira Janko nadal nie odbudowała stanów po ciężkich stratach z Przełęczy Dukielskiej z poprzedniego roku. Z etatowych 65 czołgów T-34 miała sprawnych tylko… 8. Z braku pojazdów Czesi wcielali więc zdobyczne i porzucone niemieckie czołgi Panzer IV, oraz niszczyciele czołgów Hetzer. Jednak na ich remont i przeszkolenie załogi potrzeba było nadal czasu. Oddziały Korpusu Czechosłowackiego mogłyby zapewne zostać wsparte przez jednostki „drugiej” 1. Czechosłowackiej Brygady Pancernej gen. Alois Liški - przybyłej z francuskiej Dunkierki pod koniec maja. Wyposażona była w brytyjskie czołgi Mk. VIII Cromwell i amerykańskie lekkie M5A1 Stuart… jednak nie posiadała praktycznie amunicji.
Z kolei po stronie polskiej potężnym atutem był 1. Korpus Pancerny. Choć mocno przetrzebiony po kwietniowych walkach pod Budziszynem, to nadal stanowił pokaźną siłę, a w dodatku miał wsparcie 5. pułku czołgów ciężkich na czołgach IS-2. Polacy, w odróżnieniu od Czechów, mogli liczyć na wsparcie piechoty.
Czechosłowacki Korpus Armijny bowiem miał jej tylko dwie brygady, które same były słabsze od tylko jednej 10. Dywizji Piechoty. Polacy dysponowali też liczniejszą artylerią samobieżną i holowaną, a także rakietową. Czesi mieli jej bowiem tylko trzy pułki w całym Korpusie, a Polacy - 2. Dywizję Artylerii, 5. brygadę artylerii ciężkiej, 3. pułk moździerzy i 9. brygadę artylerii przeciwpancernej w samej 2. Armii, a do tego dywizyjne pułki artylerii.
Choć Polacy nie mogli przecież liczyć na przerzucone oddziały z Zachodu (a co by było, gdyby do wolnej Polski wróciła 1. Dywizja Pancerna generała Maczka…), to i tak mieli przewagę liczebną i ogniową. Poza tym, etaty „ludowego” Wojska Polskiego z każdym dniem rosły, dzięki powrotom byłych jeńców z niemieckiej niewoli, poborowi w kraju i wypuszczania rannych ze szpitali. Tymczasem Czesi chwilowo już osiągnęli apogeum rozwoju swej armii. Wiedzieli o tym i dlatego przystali na rozejm nakazany przez Stalina.
* * *
22 czerwca 1945 roku zaczęły w Kłodzku funkcjonować polska komendantura wojenna i garnizon. Choć dochodziło do różnych tarć i konfliktów, rozbrajania jednych posterunków przez sąsiednie, „przypadkowego” ostrzału, rzucania granatów (głównie z czeskiej strony), to ofiar śmiertelnych nie było.
Negocjacje z Czechosłowacją zakończyły się podpisaniem 10 marca 1947 r. układu o przyjaźni i pomocy wzajemnej, który zażegnywał konflikt, choć nie gwarantował granic. Na to ostatecznie, jak pisze Mateusz Paszenda, trzeba było czekać aż do śmierci Stalina, komunistycznego prezydenta Bolesława Bieruta i jego czeskiego odpowiednika, Klementa Gottwalda oraz podpisania umowy o wytyczeniu granic przez oba kraje 13 czerwca 1958 roku.
I tak zakończyła się niezaistniała „wojna” polsko-czechosłowacka 1945. Jak mogłaby się potoczyć - możemy tylko zgadywać. Została zapomniana na długie lata, by nie tworzyć konfliktów na łonie „braterskich narodów demokratycznych”. Do dziś mało kto o niej pamięta. Zatarło ją wspomnienie roku 1968 i operacji „Dunaj” - czeskiego poczucia krzywdy.
A o tym wszystkim (i nie tylko) możecie przeczytać w książce Mateusza Paszendy „W cieniu starcia totalitaryzmów”. Przypomnę też, że z kodem „wojnawkolorze” macie na nią 5 % zniżki do końca czerwca.
Wspomnienia ludzi starej daty
-
- Posty: 2539
- Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
- Kontakt: