Credo przygotowanego. Marsz&Biwak

Własne i merytoryczne artykuły uczestników forum
Awatar użytkownika
SilesiaSurvival
Posty: 1101
Rejestracja: pt 12 lis 2021, 20:56
Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice / Warszawa
Kontakt:

wt 15 lis 2022, 05:39

Credo przygotowanego. Marsz&Biwak

Czytając pewne tłumaczenia pewnego znanego użytkownika naszego zacnego forum, o domniemanej głupocie ucieczki pieszo oraz nieudanym biwaku pod chmurką oraz tłumaczeniu się z braku tej podstawowej umiejętności terenowej, doszedłem do wniosku. Że wypadałoby dodać coś od siebie w tej sprawie, tym bardziej że kiedyś nienawidziłem chodzić z plecakiem, ale uwielbiałem biwakować.

Marsz.
Ludzie od zarania dziejów odbywali wędrówki piesze. Wraz z rozwojem cywilizacji, dokonywał się proces mechanizacji marszu. Dziś mimo jeszcze braku ograniczeń dostępu do samochodów, wędrówki piesze są dość powszechne i popularne. Nie tylko w formie rekreacji ruchowej, nawet w powszechnie zmechanizowanych armiach. Marsze kwartalne, półroczne i roczne są nadal praktykowane. Na szczęście, chodź w jednostkach armii amerykańskiej ciężko było powrócić do marszy.

Marsz ma tą zaletę nad innymi formami ruchu że:
-mamy idealny wgląd w trasę marszu
-piechur wejdzie wszędzie
-najbardziej cicha i skryta forma przemieszczani się

Ale posiada również wady
- niezbyt długi zasięg takiego marszu, od 20 do 50 km / dziennie. Regularny trening pozwala wydłużyć przebiegi dzienne. A pewne rozwiązania techniczne jak buty i kije trekingowe, pozwalają poprawić komfort maszerowania.
-niezbyt duża prędkość pokonywanej trasy
-ograniczony ładunek przenoszony przez piechura.

Mamy przedstawione zalety i wady , takiej formy transportu. Dla mnie jest to podstawowa forma ewentualnej ewakuacji, jak plan A nie wyjdzie. Owa osoba uznała że będzie ewakuować się samochodem (sam też tak zakładam ) i że uda się jej dojechać do celu ewakuacji również samochodem (uważam zbyt optymistyczne założenie). W razie GWWW możemy nie wyjechać z miasta ponieważ : auto może ulec uszkodzeniu lub zniszczeniu, zabraknie paliwa , utknie w korku , na punkcie kontrolnym lub zostanie owemu człowiekowi zabrane….. i co wtedy ? Przed taką osobą zacznie się improwizowanie za żywym organizmie….. Oczywiście będzie realizował swoją ewakuacje, z partnerką i dziećmi. Oczywiście rozumiem fakt że osoby z rodziny mogą nie podzielać, pasji łażenia z plecakiem 20-25 km. Ale lepiej żeby była w trakcie ewakuacji 1 osoba doświadczona i 3 osoby nie doświadczone w tej formie aktywności ruchowej. Niż 4 osoby nie doświadczone :) Doświadczona osoba będzie służyła radą i doświadczeniem, jak przetrwać tą pieszą drogę. Oczywiście były tłumaczenia, że „chodził po pracy do domu z plecakiem” ale to nie dało spodziewanego i zakładanego skutku…… Wiesz żeby przygotowywać się na takie coś, warto wyjść z plecakiem za miasto, z swoim zestawem ewakuacyjnym i maszerować, żeby miało to sens i radochę. Radzę to połączyć z turystką pieszą. I zakładanie z góry , że „z buta” w razie GWWW nie będę chodził jest głupie. Tym bardziej że z doświadczeń wojen jugosłowiańskich, czy aktualnie toczonego konfliktu na Ukrainie. Ewakuacja piesza, była nader częstym widokiem.

Biwak.
Kolejna najważniejsza umiejetność terenowa survivalowca/przygotowanego/preppersa. Niestety umiejetność spędzenia i zregenerowania się w terenie, będzie w trudnych czasach naszym być, albo nie być. Ponieważ nie zawsze będzie się dało spędzić noc, pod dachem(ktoś nas może nie przyjąć, lub zając naszą miejscówkę na tą konkretną noc), a jeżeli nasze auto zostało w jakiś sposób wywłaszczone, a do punktu ewakuacji będzie kilkaset km. Takich nocy w terenie może być kilka do kilkunastu…… I co wtedy? Jeżeli owego człowieka wykończyła jedna noc w miarę przewidywalnych warunkach, oraz dobrej (nie przemęczonej notorycznie) kondycji. Z własnego doświadczeni mogę powiedzieć że jak przetrwasz noc z zbudowanym przez siebie schronieniu, to przeżycie tej nocy z zabranym sprzętem (płachta , śpiwór i karimata) czy pustostanie, nie będzie stanowić większego problemu. I niestety , to też trzeba ćwiczyć…. Czyli spakować majdan na plecy, dojść do punktu biwaku (akurat marsz będziesz już miał zaliczony) i rozbicia obozowiska. Oraz im bardziej kiepskie warunki w nocy, tym bardziej merytoryczna będzie nasza lekcja.

Tyle z mojej strony. Możesz mieć najlepszy plan (plan ważna sprawa) , który polegnie na braku doświadczenia…..


Pozdrawiam
~Bart
„Bycie nieuzbrojonym pociąga za sobą wiele złych rzeczy, w tym powszechną pogardę” - Nicollo Machiavelli

Silesia Survival : zapraszam pod tą samą nazwą na YT , FB , IG oraz TT
[email protected]
Ramzan Szimanow
Posty: 1869
Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
Kontakt:

wt 15 lis 2022, 13:36

Podstawowe sprawdzenie sprawności fizycznej.
I zaradności w ciut cięższych warunkach.

Na uniki typu "są rowery i łódki" czy i tak mam małe dzieci/starsze osoby pod opieką itd nie ma tu miejsca.
Rowery mogą zostać ukradzione lub rozsypać się w trasie choćby były za grube pieniądze i regularnie sprawdzane.
Podobnie łódka czy inny kajak.
Co jak nie uda się wyhandlować lub inaczej pozyskać zamiennika?
A dany dystans będzie trzeba pokonać na piechotę i tak?
Z tymi dziećmi, starszymi, rannymi.
Mając do pomocy jedynie znalezioną taczkę czy wręcz improwizowane włóki z dwóch mocnych tyczek i szmat?
Sprawność fizyczna, wytrzymałość chyba by się przydała?

Oczywiście nie mam tu na myśli zostania wszechstronnym atletą czy innym pięcioboistą.
Zwykłe marsze, nawet z niewielkim obciążeniem.
Rajdy rowerowe, spływy kajakowe.
Regularne "zaprawy" z podstawowych ćwiczeń typu popularne pompki, przysiady, troche treningu aerobowego.
Mając czas korzystanie z schodów zamiast windy, chodzenie na zakupy do pobliskiego sklepu zamiast jazdy tam autem itd.

Pomaga to też utrzymać nasze zdrowie w conajmniej znośnym stanie.
Co przekłada się nie tylko na lepsze samopoczucie ale i oszczędza wizyt u lekarzy. Kosztownych.

Biwaki uczą pewnej zaradności w terenie.
Co działa a co nie.
Pozwalają przez doświadczenie ograniczyć ilość potrzebnego sprzętu do najbardziej niezbędnego.

Jedno i drugie hartuje psychicznie.
Co jest absolutną podstawą podstaw.
BoldFold
Posty: 1431
Rejestracja: pt 07 wrz 2018, 18:14
Lokalizacja: Górny Śląsk
Kontakt:

śr 16 lis 2022, 10:40

Trening proponuję podzielić na siłowy i rozciągający. Rozciągający jest nawet ważniejszy od siłowego. To spokojnie można robić w domu, oprócz marszu z plecakiem oczywiście. Brak terningu nie wyklucza możliwości ucieczki z plecakiem, tylko wtedy; najlepsze skarpety, dobre buty i porządny plecak zwiększą możliwości ucieczki nawet przy braku kondycji i wprawy. No, ale sprzęt trzeba mieć przygotowany zawczasu.

Z doświadczenia wiem, że nawet po dokładnym przygotowaniu miejsca do spania, zaraz korzenie tam wyrastają :lol:

Minimalistyczne wymagania to oprócz ekwipunku, filtr do wody i dużo porcji sevenocean na kilka dni załatwią sprawę, dodatkowo mapa żeby zbiorniki wody odnaleźć, bo woda to podstawa. No i mapa pozwoli na dotarcie do celu, przy podstawach znajomości nawigacji, ew pozostaje czytanie nr dróg lub nazw miejscowości. Nie tylko spryt, ale i fart po kilku dniach pozwolą na wyrobienie odpowiednich nawyków i podniosą wiarę we własne możliwości.

Jednak nic nie zastąpi ćwiczeń praktycznych w terenie z własnym sprzętem, bo jak mówi przysłowie "I przygotowany 後,
gdy ćwiczeń unika"
Zacznij tam, gdzie jesteś.
Użyj tego, co masz.
Zrób wszystko, co tylko chcesz...
Ramzan Szimanow
Posty: 1869
Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
Kontakt:

śr 16 lis 2022, 18:21

BoldFold pisze:
śr 16 lis 2022, 10:40
Trening proponuję podzielić na siłowy i rozciągający. Rozciągający jest nawet ważniejszy od siłowego. To spokojnie można robić w domu, oprócz marszu z plecakiem oczywiście. Brak terningu nie wyklucza możliwości ucieczki z plecakiem, tylko wtedy; najlepsze skarpety, dobre buty i porządny plecak zwiększą możliwości ucieczki nawet przy braku kondycji i wprawy. No, ale sprzęt trzeba mieć przygotowany zawczasu.
W dobrej zaprawie rozciąganie jest równie ważne co elementy siłowe.
Koło 20tki prawie każdy twierdzi inaczej.
A potem kolejne kontuzje, zastój źle rozciąganych mięśni itd weryfikują 😅
Po 30tce i potem już człowiek wie na własnej skórze.

Co do "porządnych" butów.
Bez kondycji i przyzwyczajenia do chodzenia wiele nie pomogą.
A jeśli czekały w pudełku "na godzinę W" to nawet najlepsze obetrą.
Muszą być ciut rozchodzone na krótszych dystansach.
Choćby właśnie spacerowych.
Nawet na głupich zakupach w galerii.

Skarpety...
Naturalna wełna jest nie do pobicia.
Choć odpowiednio grube i względnie naturalne mieszanki bawełny też robią robotę. Czy raczej, są po prostu znośne.
Nie to co cienkie syntetyki.
Awatar użytkownika
Buła
Posty: 326
Rejestracja: śr 10 lis 2021, 12:49
Kontakt:

śr 16 lis 2022, 23:38

Ramzan Szimanow pisze:
śr 16 lis 2022, 18:21
Skarpety...
Naturalna wełna jest nie do pobicia.
Choć odpowiednio grube i względnie naturalne mieszanki bawełny też robią robotę. Czy raczej, są po prostu znośne.
Nie to co cienkie syntetyki.
Skarpety 539 są zupełnie niezłe, są na tyle grube że gdy testowałem w terenie z nowymi butami było zero otarć czy odcisków. Na co dzień też bez zastrzerzeń.
Zimowe DWS też są całkiem ok. Wełna 100% jest super ale mam wrażenie że te domieszkowane starczają na dłużej. Oczywiście są na rynku super wypasy trekkingowe ale cena juz zupełnie inna.

Ja bym dołożył idąc w teren:
1. Zasypka do stóp lub talk.
2. Dla poczatkujących lub towarzyszy wędrówki krem na otarcia i plastry na odciski :)
Awatar użytkownika
Buła
Posty: 326
Rejestracja: śr 10 lis 2021, 12:49
Kontakt:

czw 17 lis 2022, 00:00

BoldFold pisze:
śr 16 lis 2022, 10:40
Minimalistyczne wymagania to oprócz ekwipunku, filtr do wody i dużo porcji sevenocean na kilka dni załatwią sprawę, dodatkowo mapa żeby zbiorniki wody odnaleźć, bo woda to podstawa. No i mapa pozwoli na dotarcie do celu, przy podstawach znajomości nawigacji, ew pozostaje czytanie nr dróg lub nazw miejscowości. Nie tylko spryt, ale i fart po kilku dniach pozwolą na wyrobienie odpowiednich nawyków i podniosą wiarę we własne możliwości.
Snikersy czy podobne są lepsze na taka wędrówkę niż 7o. Dają lepszy boost niż sucha papka, nie marnujesz też na nie wody. Poprawiają też lepiej morale. Kalorycznie jak kiedyś sprawdzaliśmy, o ile pamiętam na bounglerze, wychodzi na to samo lub nawet lepiej. Również cenowo nie jest gorzej a i dostępność lepsza.
Awatar użytkownika
SilesiaSurvival
Posty: 1101
Rejestracja: pt 12 lis 2021, 20:56
Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice / Warszawa
Kontakt:

czw 17 lis 2022, 04:30

Cześć!
Buła pisze:
czw 17 lis 2022, 00:00
(…..)
Skarpety 539 są zupełnie niezłe, są na tyle grube że gdy testowałem w terenie z nowymi butami było zero otarć czy odcisków. Na co dzień też bez zastrzerzeń.
Zimowe DWS też są całkiem ok. Wełna 100% jest super ale mam wrażenie że te domieszkowane starczają na dłużej. Oczywiście są na rynku super wypasy trekkingowe ale cena juz zupełnie inna.

Ja bym dołożył idąc w teren:
1. Zasypka do stóp lub talk.
2. Dla poczatkujących lub towarzyszy wędrówki krem na otarcia i plastry na odciski :)
Ogólnie temat wyposażenia marszowego to jest osobny temat :) Ja używam na marsze skarpety turystyczne z włókna bambusowego z domieszką jonków srebra :) Nawet trzy dniowa, płukana skarpeta nie zabija zapachem ;)

A sudokrem, talk i plastry , są przydatne nie tylko na marszu ;)

Pozdrawiam
~Bart
Ostatnio zmieniony czw 17 lis 2022, 09:21 przez SilesiaSurvival, łącznie zmieniany 1 raz.
„Bycie nieuzbrojonym pociąga za sobą wiele złych rzeczy, w tym powszechną pogardę” - Nicollo Machiavelli

Silesia Survival : zapraszam pod tą samą nazwą na YT , FB , IG oraz TT
[email protected]
Ramzan Szimanow
Posty: 1869
Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
Kontakt:

czw 17 lis 2022, 08:40

Buła pisze:
śr 16 lis 2022, 23:38


Ja bym dołożył idąc w teren:
1. Zasypka do stóp lub talk.
2. Dla poczatkujących lub towarzyszy wędrówki krem na otarcia i plastry na odciski :)
Kolejne solidne punkty, tak oczywiste że można zapomnieć je wymienić.
Kiedy potrzeba.
I nie chodząc w teren ciężko znać ich wagę, nie jeden może lekceważyć.
A potem się bardzo ździwić.
SilesiaSurvival pisze:
czw 17 lis 2022, 04:30
Cześć!
Buła pisze:
czw 17 lis 2022, 00:00


Ogólnie temat wyposażenia marszowego to jest osobny temat :) Ja używam na marsze skarpet turystycznych z włókna bambusowego z domieszką jonków srebra :) Nawet trzy dniowa, płukana skarpeta nie zabija zapachem ;)

A sudokrem, talk i plastry , są przydatne nie tylko na marszu ;)
Też niezły patent, ale właśnie trzeba pamiętać o płukaniu i suszeniu jak zwykłych.
Ktoś może pomyśleć że jak "nie wonieją" to są po dwóch dniach noszenia nadal dobre.
Ale jednak, wilgoć, wbity między włókna naskórek...
Nie zmieniana bielizna kiepsko chroni przed zimnem i sprzyja otarciom.
Jony srebra mogą zapobiegać ich zaognieniu ale problem nadal istnieje.
Awatar użytkownika
mar_kow
Posty: 514
Rejestracja: wt 21 gru 2021, 08:04
Lokalizacja: Mazury
Kontakt:

czw 17 lis 2022, 20:40

Swego czasu w ramach kursu coś a'la survivalowego w szkole oficerskiej mieliśmy etap przejścia 100km w 3 dni w Bieszczadach. Ekwipunek jeszcze na bazie brązowych butów. Kto wziął nowe - cierpiał (dla części zaawansowanej wiekiem znany temat).
Ważny poruszany tutaj aspekt higieny ciała - od stóp do głów. Mycie w lodowatych strumieniach miało minusy ale też plusy - zdrowe stopy, brak potówek. Kto się nie mył - ten cierpiał i śmierdział...
Odkryłem wtedy patent na suszenie mokrych butów - wypychanie ciasno suchym sianem (pozwalano nam spać w stodołach po drodze). Buty może nie były całkiem suche ale siano rano było mocno nasiąknięte wodą.

Racje żywnościowe (kiepskie bo wojskowe z tamtych czasów) nieśliśmy ze sobą wraz z przenośną kuchnią polową. Nawet jak ktoś miał własne konserwy to i tak je wyrzucał po drodze albo rozdawał ze względu na tempo i trudy marszu... Jeden z kolegów zaczął je rozdawać po 10km - po 30-stu nie było już chętnych... Nie mieliśmy za bardzo kasy wtedy - bazowaliśmy na tym czym nas szczodrze częstowano (Bieszczadnicy są bardzo hojni - zwłaszcza alko było do oporu...). Po pewnym czasie najbardziej pożądane to czosnek, cebula i cukier w każdej postaci... Raz dostaliśmy miód - z sucharami smakował wybornie...

Najważniejsze wtedy - psychika i wzajemna pomoc. W całej wędrówce - systematyczność - nie można odpuszczać stałego układu. Musi być czas na odpoczynek, zagotowanie nawet tylko gorącej wody, mycie, pranie. Niedopełnienie pewnej rzeczy będzie się mściło później w drodze...
Broń to narzędzie, to człowiek odpowiada za swoje czyny...
Awatar użytkownika
SilesiaSurvival
Posty: 1101
Rejestracja: pt 12 lis 2021, 20:56
Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice / Warszawa
Kontakt:

czw 17 lis 2022, 21:14

mar_kow pisze:
czw 17 lis 2022, 20:40
Swego czasu w ramach kursu coś a'la survivalowego w szkole oficerskiej mieliśmy etap przejścia 100km w 3 dni w Bieszczadach. Ekwipunek jeszcze na bazie brązowych butów. Kto wziął nowe - cierpiał (dla części zaawansowanej wiekiem znany temat).
Piękne rejony, które potrafią z człowieka wycisnąć wady i zalety.
mar_kow pisze:
czw 17 lis 2022, 20:40
Ważny poruszany tutaj aspekt higieny ciała - od stóp do głów. Mycie w lodowatych strumieniach miało minusy ale też plusy - zdrowe stopy, brak potówek. Kto się nie mył - ten cierpiał i śmierdział...

Odkryłem wtedy patent na suszenie mokrych butów - wypychanie ciasno suchym sianem (pozwalano nam spać w stodołach po drodze). Buty może nie były całkiem suche ale siano rano było mocno nasiąknięte wodą.
Chusteczki nawilżane ważna sprawa , ręcznik który potem suszysz na plecaku tak samo. Przydają się do tego , spinki do papieru. Gazeta wepchana do butów :) Oj pamietam takie patenty ;) Dziś już są „suszarki do obuwia” w schroniskach, świat idzie do przodu.



mar_kow pisze:
czw 17 lis 2022, 20:40
Racje żywnościowe (kiepskie bo wojskowe z tamtych czasów) nieśliśmy ze sobą wraz z przenośną kuchnią polową. Nawet jak ktoś miał własne konserwy to i tak je wyrzucał po drodze albo rozdawał ze względu na tempo i trudy marszu... Jeden z kolegów zaczął je rozdawać po 10km - po 30-stu nie było już chętnych... Nie mieliśmy za bardzo kasy wtedy - bazowaliśmy na tym czym nas szczodrze częstowano (Bieszczadnicy są bardzo hojni - zwłaszcza alko było do oporu...). Po pewnym czasie najbardziej pożądane to czosnek, cebula i cukier w każdej postaci... Raz dostaliśmy miód - z sucharami smakował wybornie...
Jedzenie podczas marszu , bardzo ważna sprawa. Ja zawsze staram się jeść nie dużo i lekko rano i podczas marszu , dopiero na wieczór bomba kaloryczna. Jest cieplej , oraz organizm ma spokój podczas trawienia.

mar_kow pisze:
czw 17 lis 2022, 20:40
Najważniejsze wtedy - psychika i wzajemna pomoc. W całej wędrówce - systematyczność - nie można odpuszczać stałego układu. Musi być czas na odpoczynek, zagotowanie nawet tylko gorącej wody, mycie, pranie. Niedopełnienie pewnej rzeczy będzie się mściło później w drodze...
Ogólnie zgrana ekipa to chyba najważniejsza rzecz podczas uprawiania takich „sportów zespołowych”. Takie warunki potrafią obnażyć twoje mocne i słabe strony. A do kompanów musisz mieć pełne zaufanie, bo jak się coś zdarzy….. Niestety Oni będą nieść ci pomoc , lub będą po nią wyruszać. Oczywiście taka forma „rekreacji ruchowej” zbliża ludzi :) Podczas całej służby wojskowej, wielu kompanów, poznałem lepiej niż własnych Braci.

Pozdrawiam
~Bart
„Bycie nieuzbrojonym pociąga za sobą wiele złych rzeczy, w tym powszechną pogardę” - Nicollo Machiavelli

Silesia Survival : zapraszam pod tą samą nazwą na YT , FB , IG oraz TT
[email protected]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Artykuły”