Informacja czy opinia?
: pn 10 cze 2019, 07:32
Kilka tematów zmotywowało mnie do napisania tych kilku zdań. Tytuł został wzięty ze szwedzkiej broszury opublikowanej przez potacza (i tłumaczenia Bolda) gdzie autorzy radzą aby odróżnić jedno od drugiego nim zdecydujemy się np uciekać z domu. Poza tym kolega Rapttus powołał się w poście o szczepionkach na dr Jaśkowskiego.
Po pierwsze, nie mam zamiaru tworzyć żadnej czarnej listy autorów słów, które można znaleźć w sieci a jednak niektóre postacie udzielające się poprzez swój kanał YT lub inne media społecznościowe, są mało wiarygodne.
Wiadomo, że Internet stworzył możliwość szerszej wypowiedzi ludziom i to zarówno tym którzy chcą nam przekazać wartościowe informacje jak i tym którzy powiedzą wszystko w co wierzą lub na czym zarobią/zyskają sławę. Musimy odróżnić w miarę możliwości jednych od drugich a dokładniej rzecz ujmując, odsiać informacje od opinii bo rzadko bywa że ktoś w oczywisty sposób wciska nam bujdy na resorach. Najdoskonalsze kłamstwo owija się w zbiór prawd aby nabrało wiarygodności i przekonało nas do zmiany myślenia.
Metoda badawcza jakiej nauczono mnie na studiach to siedzenie w tekście źródłowym. Trzeba wyszukać kilku(nastu jeśli to możliwe) źródeł aby upewnić się że prawda X którą ktoś opisał, przewija się w innych publikacjach a nie tylko u jednego autora. Zajmujemy się jakimś tematem i aby wyłuskać prawdę musimy szukać publikacji dotyczących danego zagadnienia. Oczywiście papier wszystko przyjmie i każdy może wydać książkę a my nie możemy wierzyć każdemu na słowo. Aby nie poruszać żadnego z tematów forum, posłużę się przykładem z czasów własnej magisterki. Katedra mediewistyki na wydziale historycznym, seminarium magisterskie i jedna z dziewczyn piszących o templariuszach podaje swoją bibliografię do tematu. Pada tytuł i autor na co profesor momentalnie reaguje uniesieniem brwi ale z dobrodusznym uśmiechem czeka grzecznie do końca listy. Dziewczyna ma ze sobą kilka książek w tym jak się okazuję tę przy której brwi promotora powędrowały w górę. I akurat po tę książkę sięga aby zacytować fragment dotyczący małego statku płynącego pod żaglami Odrą z rejonu ówczesnego Dolnego Śląska na którego banderze jest krzyż templariuszy... Promotor z uśmiechem pyta "a jakie jest źródło tego cytatu? skąd autor wziął tą wiedzę na temat takiego statku?" Panna nie wie i po chwili szukania nie znajduje w książce ani jednego odnośnika do źródeł ani nawet bibliografii z tyłu książki. Co z tego wynika? Ano to, że książkę popularnonaukową można napisać w ten sposób, nie powołując się na źródła (informacje) a jedynie na czyjeś opinie (pogłoski, własne przemyślenia). Dodatkowo profesor bierze do ręki książkę i stwierdza "ha! wydawnictwo Bellona! dawniej merytoryczne, obecnie komiczne" i pokrótce opisuje dlaczego trzeba uważać na autorów, szukać kim są, co do tej pory napisali, kto ich promował i w jakim okresie politycznym aby dostrzec co może być prawdą a co naciągnięciem, opinią własną czy zwyczajnie kłamstwem.
Mam nadzieję że wiecie o co mi chodzi. Rozumiem że nie mamy czasu weryfikować wszystkich informacji jakie do nas docierają ale jeśli ktoś nim dysponuje, proponuję przyjrzeć się niektórym hmm gwiazdom internetu (nie piszę tego złośliwie, nie znalazłem innego określenia) aby zrozumieć ich motyw działania i spróbować znaleźć ich źródło wiedzy. Trafiłem kiedyś na informacje podaną przez Igora Witkowskiego o promieniowaniu tak zwanej "muchołapki" w Górach Sowich jako o dowodzie na tajne badania Niemców nad Wunderwaffe w tamtym regionie. Będąc niedługo potem na miejscu i słuchając opowiadania oprowadzającego zadałem pytanie odnośnie tego promieniowania i usłyszałem że owszem, miejsce ma lekkie promieniowanie jednak dziura pod muchołapką zostało dla bezpieczeństwa zasypane tym co było pod ręką, głownie żużlem hutniczym który wykazuje właśnie takie nieznaczne promieniowanie a zatem pan Witkowski podał prawdę w swojej opowieści online "przyjechali Szwedzi, robili badania, okazało się że miejsce ma lekkie promieniowanie" ale nie dodał nic o tym żużlu i z prawdy (Szwedzi faktycznie byli i badali) zrobił argument pod własną teorię.
Bądźmy czujni. Otrzaskanie gęby w sieci i zdobycie rozgłosu to także droga do pieniędzy i wyrwania się z układu robotniczego i niejeden zrobi bardzo wiele aby do tego doprowadzić.
Piszę jeszcze raz, nie chcę nikogo obrażać ani podważać jego słów jednak proszę o czujność. Jeśli nie znamy się na medycynie, ciężko nam odnaleźć prawdę w czyichś słowach bez przekopania się przez publikacje branżowe autorytetów. Uleganie tak zwanym teoriom spiskowym przychodzi nam bardzo łatwo a tymczasem prawda nie jest czymś łatwym do zdobycia.
Po pierwsze, nie mam zamiaru tworzyć żadnej czarnej listy autorów słów, które można znaleźć w sieci a jednak niektóre postacie udzielające się poprzez swój kanał YT lub inne media społecznościowe, są mało wiarygodne.
Wiadomo, że Internet stworzył możliwość szerszej wypowiedzi ludziom i to zarówno tym którzy chcą nam przekazać wartościowe informacje jak i tym którzy powiedzą wszystko w co wierzą lub na czym zarobią/zyskają sławę. Musimy odróżnić w miarę możliwości jednych od drugich a dokładniej rzecz ujmując, odsiać informacje od opinii bo rzadko bywa że ktoś w oczywisty sposób wciska nam bujdy na resorach. Najdoskonalsze kłamstwo owija się w zbiór prawd aby nabrało wiarygodności i przekonało nas do zmiany myślenia.
Metoda badawcza jakiej nauczono mnie na studiach to siedzenie w tekście źródłowym. Trzeba wyszukać kilku(nastu jeśli to możliwe) źródeł aby upewnić się że prawda X którą ktoś opisał, przewija się w innych publikacjach a nie tylko u jednego autora. Zajmujemy się jakimś tematem i aby wyłuskać prawdę musimy szukać publikacji dotyczących danego zagadnienia. Oczywiście papier wszystko przyjmie i każdy może wydać książkę a my nie możemy wierzyć każdemu na słowo. Aby nie poruszać żadnego z tematów forum, posłużę się przykładem z czasów własnej magisterki. Katedra mediewistyki na wydziale historycznym, seminarium magisterskie i jedna z dziewczyn piszących o templariuszach podaje swoją bibliografię do tematu. Pada tytuł i autor na co profesor momentalnie reaguje uniesieniem brwi ale z dobrodusznym uśmiechem czeka grzecznie do końca listy. Dziewczyna ma ze sobą kilka książek w tym jak się okazuję tę przy której brwi promotora powędrowały w górę. I akurat po tę książkę sięga aby zacytować fragment dotyczący małego statku płynącego pod żaglami Odrą z rejonu ówczesnego Dolnego Śląska na którego banderze jest krzyż templariuszy... Promotor z uśmiechem pyta "a jakie jest źródło tego cytatu? skąd autor wziął tą wiedzę na temat takiego statku?" Panna nie wie i po chwili szukania nie znajduje w książce ani jednego odnośnika do źródeł ani nawet bibliografii z tyłu książki. Co z tego wynika? Ano to, że książkę popularnonaukową można napisać w ten sposób, nie powołując się na źródła (informacje) a jedynie na czyjeś opinie (pogłoski, własne przemyślenia). Dodatkowo profesor bierze do ręki książkę i stwierdza "ha! wydawnictwo Bellona! dawniej merytoryczne, obecnie komiczne" i pokrótce opisuje dlaczego trzeba uważać na autorów, szukać kim są, co do tej pory napisali, kto ich promował i w jakim okresie politycznym aby dostrzec co może być prawdą a co naciągnięciem, opinią własną czy zwyczajnie kłamstwem.
Mam nadzieję że wiecie o co mi chodzi. Rozumiem że nie mamy czasu weryfikować wszystkich informacji jakie do nas docierają ale jeśli ktoś nim dysponuje, proponuję przyjrzeć się niektórym hmm gwiazdom internetu (nie piszę tego złośliwie, nie znalazłem innego określenia) aby zrozumieć ich motyw działania i spróbować znaleźć ich źródło wiedzy. Trafiłem kiedyś na informacje podaną przez Igora Witkowskiego o promieniowaniu tak zwanej "muchołapki" w Górach Sowich jako o dowodzie na tajne badania Niemców nad Wunderwaffe w tamtym regionie. Będąc niedługo potem na miejscu i słuchając opowiadania oprowadzającego zadałem pytanie odnośnie tego promieniowania i usłyszałem że owszem, miejsce ma lekkie promieniowanie jednak dziura pod muchołapką zostało dla bezpieczeństwa zasypane tym co było pod ręką, głownie żużlem hutniczym który wykazuje właśnie takie nieznaczne promieniowanie a zatem pan Witkowski podał prawdę w swojej opowieści online "przyjechali Szwedzi, robili badania, okazało się że miejsce ma lekkie promieniowanie" ale nie dodał nic o tym żużlu i z prawdy (Szwedzi faktycznie byli i badali) zrobił argument pod własną teorię.
Bądźmy czujni. Otrzaskanie gęby w sieci i zdobycie rozgłosu to także droga do pieniędzy i wyrwania się z układu robotniczego i niejeden zrobi bardzo wiele aby do tego doprowadzić.
Piszę jeszcze raz, nie chcę nikogo obrażać ani podważać jego słów jednak proszę o czujność. Jeśli nie znamy się na medycynie, ciężko nam odnaleźć prawdę w czyichś słowach bez przekopania się przez publikacje branżowe autorytetów. Uleganie tak zwanym teoriom spiskowym przychodzi nam bardzo łatwo a tymczasem prawda nie jest czymś łatwym do zdobycia.