Twórczość własna

Własne i merytoryczne artykuły uczestników forum
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
HomoSapiens
Posty: 65
Rejestracja: ndz 04 sie 2019, 12:30
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

sob 14 gru 2019, 14:33

Już jakiś czas temu napisałem ten kawałek i leży tak na moim pulpicie z myślą o chwale na moim blogu który nie istnieje. Do czasu stworzenie owego, podzielę się z wami.


Nasz świat ludzi działa zupełnie nie tak jak trzeba a jednocześnie dokładnie tak jak powinien. Wszystko co robimy jest zgodne z naszą naturą lecz ewidentnie przeciwko naturze. Jakbyśmy istnieli tutaj po to żeby nabroić, psuć i niszczyć, pozornie nie wiedząc o tym. Jak pies w świecie ludzi. Zachowuje się w zgodzie ze swoją naturą, po psiemu. Sika na dywan, podgryza meble bądź wymiotuje pod kanapą, rzeczy które dla nas są nieporządane, burzą nasz ludzki porządek. Pies po prostu jest psem. I tak właśnie człowiek jest człowiekiem. Truje wodę którą pije, zanieczyszcza powietrze którym oddycha, psuje jedzenie którym się odżywia. Niszczy dom w którym żyje. Taka jego natura.
Zastanawia mnie zatem, czy tak jak nasze ukochane czworonogi, powstałe w wyniki ingerencji ludzi w rozmnażanie wilków, tak i my jesteśmy jakimś tworem po części z tego a po części z innego świata. Jesteśmy tymi zwierzakami, którym nadano nową naturę i wpuszczono do tego zielono błękitnego domu i teraz nasi właściciele patrzą na to co robimy i zastanawiają się czasem – co te głupie psy znowu zmajstrowały?
Jestem człowiekiem. Od wielu lat świadomie obserwuję siebie i innych. Co robią i dlaczego, oraz jak tłumaczą swoje czyny. Wsłuchuję się w to "dlaczego" i zastanawiam się czy to co jest według nas powodem naszych działań naprawdę nim jest. Nie będę udawał tutaj, że odkryłem Amerykę. Naukowcy zajmujący się tymi zagadnieniami już dawno rozgryźli te pytania. Sami ludzie zdają sobie sprawę z tego (do pewnego stopnia), że prawdziwe motywacje nimi popychające są głęboko w nas, w naszej wilczej naturze – proste. Pokarm, bezpieczeństwo, rozmnażanie. Każde stworzenie je ma i dąży do ich zaspokojenia, tylko że ludziom jakoś zapomniano wsadzić do głowy taki przycisk zwany "wystarczy". Lew jak się nasyci to już nie ma potrzeby dalej polować, i choćby mu pod nosem gazela przeszła to nie ruszy się z pod swojego drzewka. Ale nie czlowiek. Będzie żarł aż się spasie i umrze z tego przeżarcia, będzie tak walczył o swoje dziwacznie pojmowane bezpieczeństwo, aż świat pokryje się radioaktywnym pyłem, a rozmnażać będzie się dalej mimo tego, że jego dom cały jest obgryziony, zaszczany i pokryty wymiocinami pokarmu którego już nie mógł strawić. W gruncie rzeczy taki jest Człowiek.
Czy jest w takim razie jakaś nadzieja? Myślę, że tak. Dla Świata, lecz nie dla ludzi. George Carlin, amerykański satyryk powiedział, że nasza planeta już radziła sobie w przeszłości z przeróżnymi chorobami więc i z ludźmi sobie poradzi. W taki czy inny sposób. W ciągu wielu milionów lat historii Ziemi, z jej powierzchni zniknęło już 90 procent wszystkich istniejących gatunków. Czemu miało by nie stać się tak i z nami? Często tak właśnie sobie myślę, że my – jak wirus na swym nosicielu, rozprzestrzeniamy się bez umiaru pochłaniając kolejne jego organy, zatruwajac jego ciało niechybnie przybliżając go do śmierci. Zastanówcie się, ile razy w życiu byliście przeziębieni, ile razy cierpieliście na poważniejszą przypadłość. Ja jako przedstawiciel rodzaju męskiego mogę zapewnić, że jak każdy z nas czułem się wtedy jak bym umierał (kobiet to uczucie nie dotyczny, one są dużo od nas twardsze). Czasem było ciężko, ale po władowaniu w siebie tony cytryny z miodem i przebyciu ciężkiej gorączki po kilku dniach wszystko wracało do normy a po wirusie nie było śladu, a my szczęśliwie kontynuowaliśmy swoje życie puszczając chorobę w niepamięć, a co mądrzejsi z nas od tamtej pory przedsięwzięli kroki by zły wirus już nam nigdy więcej nie zawracał głowy.
Sądzę, że nie głupim założeniem byłoby sądzić, iż planeta ziemia jest takim właśnie nieco schorowanym bytem mieszkającym wśród gwiazd i przypadkiem, bądź w wyniku całkiem celowych działań został zarażony nami. Ludźmi-Psami, działającymi w zgodzie ze swoją naturą i przeciwko naturze naszego nosiciela, ignorantami którzy myślą że mogą zjeść ciastko i mieć ciastko. Wirusami które w nadchodzącej gorączce znikną z powierzchni planety by więcej nie rujnować zdrowia tej wspaniałej istocie.
Romeo

sob 14 gru 2019, 18:04

W pewnym sensie coś w tym jest ,człowiek w całej swojej doskonałości i głupocie zawsze w obu przypadkach idzie na maksa , do tej pory naukowcy nie mogą znaleźć wspólnego ogniwa ewolucji między człowiekiem a neandertalczykiem więc teoria o sztucznej hodowli ludzi jest całkiem możliwa , czytałem gdzieś kiedyś że ludzie ciągle myślą ,że spotkają się z obca cywilizacją ,tylko co zrobi człowiek, jak tak zwani przybysze z kosmosu nie będą chcieli z nami gadać, tylko porozmawiają sobie z wielorybami na przykład ,no i całkiem możliwe ,że będziemy mieli przesrane ...
CYKLOP

sob 14 gru 2019, 23:36

W pewnym spojrzeniu na świat . To tak wygląda .
Mniemam że twe przemyślenia przelane na papier były natchnione kryzysem społecznym .
Chwilowym załamaniem człowieka który zaobserwował ginący świat wokół siebie.
Osobą nie mogącą wpłynąć na pędzący czas zniszczenia planety która nas karmi i gości .
W tej sytuacji jest nas miliony . Sami kręcimy sobie bat na nasze karki .
Ludzie zmieniają obraz naszej planety w zaskakującym tempie. Zachłanni , bezduszni , wrodzy względem siebie .
Toczą planetę jak rak . Powoli a skutecznie. Szkoda że tak jest . Ale sami nie wiele możemy . :cry:
Awatar użytkownika
1411
Posty: 2564
Rejestracja: ndz 02 wrz 2018, 14:15
Lokalizacja: Śląsk
Kontakt:

pn 16 gru 2019, 06:50

Dzięki za własne refleksje HS!
Trafiłeś w sendo, zachowujemy się jak pasożyt niestety. Brakuje moralności i granic których chcielibyśmy się trzymać. Nie lubimy się ograniczać, oj nie. I stąd nasze problemy. "I ty też kiedy masz co chcesz, wtedy więcej chcesz, niż zjesz" Kazik Staszewski... Także wielu to widzi, niewielu bierze do serca. Może to wynika z ateizacji ludzi, z pustki jaka w nich rośnie. Wszak religia wyznacza granice a ludzie rezygnują z niej bo nie chcą być ograniczani. Wydaje mi się że głównie dlatego rezygnują z religii, wszak często wierzą w różne banialuki, nie mniej absurdalne niż wiara w Boga. Chyba właśnie granice wolności chcą poszerzyć. I mamy niezdrowy pęd to rozrastania, konsumowania, brak umiaru i wrogość wobec każdego.
Obrazek
BoldFold
Posty: 1414
Rejestracja: pt 07 wrz 2018, 18:14
Lokalizacja: Górny Śląsk
Kontakt:

pn 16 gru 2019, 14:20

Cenne informacje nie tylko dla ekologów, ale dla przygotowanych, cel; życie w grupie. Uwaga artykuł z 1997 r. a wiele wyjaśnia i prowadzi do konkluzji; co leczyć pierwsze? Człowieka czy naturę?


Podczas prowadzenia warsztatów mających na celu zmienić niekorzystny stosunek ludzi do środowiska naturalnego często powtarzamy, że Ziemia cierpi. Rzeczywiście fakty są jednoznaczne i przerażające, tym bardziej, że coraz wyraźniej zdajemy sobie sprawę, że sami jesteśmy przyczyną tych negatywnych zmian. Środowisko, w którym żyjemy w znacznym stopniu zostało przez nas przekształcone i za wszystkie te zmiany właśnie my jesteśmy odpowiedzialni. Przekształcany przez nas świat jest naszą manifestacją w takim samym stopniu, jak dzieło jest manifestacją artysty. Można więc powiedzieć, że to, co nas otacza stanowi niejako lustro, w którym widzimy samych siebie. Ten świat jest taki, ponieważ my jesteśmy tacy. Stąd jeżeli Ziemia choruje, to dlatego, że chory jest także człowiek. Ten wzajemny związek ma w dodatku charakter zwrotny: jeżeli bowiem żyjemy w toksycznym środowisku, to o wiele bardziej jesteśmy narażeni na negatywne zmiany w nas samych. Im bardziej niszczymy Ziemię, tym bardziej zagrażamy sami sobie. Jak więc widać wpadliśmy w błędną spiralę, w której niekorzystne zjawiska napędzają same siebie.
To wszystko wydaje się przerażające i pesymistyczne, ale może właśnie paradoksalnie dzięki temu uda się nam znaleźć wyjście z tej sytuacji. Otóż mamy jedyną w swoim rodzaju okazję, aby uświadomić sobie wzajemny związek z tym, co nas otacza. To sprzężenie zwrotne, o którym przed chwilą pisałem wyraźnie wskazuje, że człowiek i biosfera stanowią jedność. A jeżeli tak, to leczenie któregokolwiek z elementów tego układu w konsekwencji wpłynie na zdrowienie drugiego. Zdrowie człowieka zależy od zdrowia Ziemi, a zdrowie Ziemi zależy od zdrowia człowieka. Czyż sama ta świadomość nie jest już lecząca!
Z tego faktu wynika również, że proces leczenia współczesnego świata można rozpocząć bądź od leczenia przyrody, bądź od leczenia człowieka, choć w gruncie rzeczy jest to tylko kwestia akcentu, ponieważ zaczynając z jednej lub drugiej strony zawsze prędzej czy później odwołujemy się do całości, czyli do Ziemi.
W tym artykule nacisk położę przede wszystkim na leczenie człowieka. Wiemy jak wygląda las według ekologa, w jaki sposób funkcjonuje, żyje zdrowy las naturalny. Czym natomiast charakteryzuje się zdrowy człowiek według psychologa? Właśnie na to pytanie postaram się dać zwięzłą odpowiedź w tym tekście.
W moim przekonaniu należy ponownie zdefiniować zdrowie odnosząc je do kategorii związanych ze środowiskiem naturalnym. Granice bowiem, które oddzielają nas od tego, co na zewnątrz, nie są tak ostre i wyraźne, jak zwykliśmy przypuszczać. Zatem zdrowie, to nie tylko stan wewnątrz organizmu, ale również jakość tego wszystkiego, co znajduje się na zewnątrz osoby oraz charakter związku między elementami wewnętrznymi i zewnętrznymi.
Trzy by-passy
Dean Ornish, znany amerykański kardiochirurg, specjalista od by-passu (wszczep dodatkowego naczynia zasilającego serce) posłużył się swego czasu interesującą metaforą. Otóż stwierdził, że ludzie chorzy najbardziej potrzebują by-passów emocjonalnych dających głębokie połączenie z sobą samym oraz z tym co na zewnątrz. Trzy by-passy, o których mówi wydają się odzwierciedlać podstawowe warunki zdrowia człowieka, a także charakteryzują samego zdrowego człowieka.
Pierwszy by-pass – połączenie z samym sobą
Współczesny człowiek jest podzielony. W procesie cywilizowania świata uwikłaliśmy się w proces cywilizowania samych siebie. Konsekwencją tego jest dystansowanie się od własnej cielesności i emocjonalności. Innymi słowy bronimy się przed dzikością, którą w sobie odkrywamy i która nas często przeraża. Znacznie łatwiej przychodzi nam identyfikowanie się z intelektem i rozumem. Ten stan nierównowagi prowadzi do wielu negatywnych konsekwencji zarówno dla samego człowieka, jak i dla świata, w którym żyje.
To, co dzikie w nas traktujemy często jak coś obcego i niebezpiecznego albo jak maszynę, którą posiadamy, ale którą w zasadzie nie jesteśmy. Dlatego eksploatujemy własne ciało ponad miarę nie dając mu tego, czego naprawdę potrzebuje albo dając mu to, czego nie potrzebuje. Często ignorujemy własne, naturalne potrzeby, a kiedy maszyna się psuje, idziemy do specjalisty, który aplikuje to i owo i wszyscy udajemy, że sprawa jest załatwiona.
Dokładnie w ten sam sposób traktujemy dzikość na zewnątrz nas. Boimy się jej i dlatego walczymy z nią lub uciekamy od niej. Nie rozumiemy jej. Świat naturalny spostrzegamy jak maszynę, którą można eksploatować nie licząc się z jej potrzebami.
Co natomiast oznacza głębokie połączenie z samym sobą? Oznacza akceptację własnej cielesności, seksualności i emocjonalności. Oznacza umiejętność kontaktu z własnym oddechem oraz potencjałem energii swobodnie płynącej w ciele. Człowiek zdrowy, to człowiek, który potrafi odczytywać naturalny rytm własnej aktywności: czas działania i czas odpoczynku.
Emocje, które przeżywa potrafi rozpoznawać, mieścić w sobie i wyrażać.
Ludzie najczęściej wyobrażają sobie, że dzikość w nich samych jest czymś złym, niebezpiecznym i destrukcyjnym, i dlatego wypierają ją i tłumią. Ale faktycznie ludzie ci nie mają kontaktu z własną, naturalną dzikością – mają jedynie niewyraźny kontakt z zablokowaną dzikością, która rzeczywiście może mieć charakter niszczący. Dzikość zablokowana jest zniekształcona i rzeczywiście niebezpieczna. Dzikość zaakceptowana natomiast jest podstawowym źródłem siły i spontanicznej radości. Jeżeli pozwalamy jej być, utożsamiamy się z nią – staje się naszą mocną stroną, z której możemy korzystać w wielu sytuacjach. Ale przede wszystkim mamy okazję osiągnąć rzeczywistą wewnętrzną integrację, będącą źródłem dobrego samopoczucia i zdrowia.
W takich warunkach zupełnie inaczej jesteśmy skłonni traktować dzikość na zewnątrz nas. Nie musimy już od niej uciekać ani walczyć z nią, rodzi się natomiast szacunek i troska. Innych bowiem traktujemy tak, jak traktujemy samych siebie.
Drugi by-pass – połączenie z innymi
Żyjemy w świecie, w którym cnotą jest być samowystarczalnym i niezależnym. Jeżeli wchodzimy w relacje z innymi, to często przybiera ona postać rywalizacji. To tak jakbyśmy uczestniczyli w niekończącym się wyścigu, w którym musimy być ciągle najlepsi. Na kogo możemy liczyć? Inni tylko czyhają, aby podwinęła się nam noga. Jesteśmy zatem zdani wyłącznie na siebie i przeraźliwie samotni.
Jednakowoż od tysiącleci nic się nie zmieniło – jesteśmy plemieniem. Naszym najbardziej naturalnym otoczeniem jest grupa składająca się z kilkudziesięciu osób. Z tego punktu widzenia życie w miastach, w wielkich blokowiskach jest dla nas zdecydowanie nieodpowiednie. Dlatego właśnie w wielkomiejskich skupiskach spotykamy się z ogromną ilością negatywnych zjawisk jak: przemoc, wandalizm i dehumanizacja w kontaktach z ludźmi.
Własna grupa jest jednym z najważniejszych elementów dających wsparcie człowiekowi. Dzieje się to w sposób bezpośredni, podczas kontaktów z poszczególnymi członkami grupy, ale również w sposób pośredni, wtedy gdy charakter społeczności staje się elementem tożsamości człowieka. Właśnie taką rolę spełniają: tradycja, obrzędy i rytuały. Dzięki temu możemy widzieć siebie jako część większej całości, w której mamy określone miejsce. Wszystko to daje wyraźne poczucie przynależności do czegoś wykraczającego poza nasze jednostkowe ja. To poczucie przynależności jest jedną z najważniejszych potrzeb człowieka, stąd jej niezaspokojenie powoduje rozliczne negatywne konsekwencje: np. skłonność do uzależniania się od nadmiernej konsumpcji.
Ale zjawisko połączenia z innymi posiada jeszcze szerszy wymiar. Otóż to, co nas otacza nie ma wyłącznie charakteru ludzkiego. Każda społeczność żyje w jakimś środowisku fizycznym i środowisko to w sposób naturalny staje się ważnym elementem życia grupy. Widać to wyraźnie w wytworach kultury, nawiązujących do świata zwierząt, roślin, miejsc, krajobrazów. Wszystko to stanowi istotne elementy doświadczenia człowieka i grupy, w której żyje.
Zakorzenienie w rzeczywistości ludzkiej i pozaludzkiej tworzy fundament prawdziwej wspólnoty, w której poszczególne części wzajemnie od siebie zależą. Wspólnota ta jest podstawowym warunkiem przeżycia zarówno jednostki, jak i jej otoczenia. Człowiek zdrowy zatem, to człowiek plemienny głęboko związany z własną grupą, kulturą oraz miejscem w którym żyje.
Trzeci by-pass – połączenie z siłą wyższą
Ostatnim warunkiem zdrowia wydaje się być związek z jakkolwiek pojmowaną siłą wyższą. Bynajmniej nie chodzi tu wyłącznie o wyznawanie jakiejś jednej z wielu istniejących religii, ani przywiązywanie się do określonego wizerunku Boga. Aspekty te są z pewnością ważne, ale jakże często stanowią jedynie element tradycji i rytuału społecznego (stąd faktycznie dotyczą drugiego by-passu).
Autentyczna duchowość jest w moim przekonaniu czymś znacznie głębszym i związana jest ze stawianiem sobie zasadniczych pytań natury egzystencjalnej: kim jestem, czym jest ten świat, co lub kto nim rządzi, co jest po śmierci, czym jest wolność, itp. Konfrontując się z tego typu pytaniami stajemy w obliczu wartości, priorytetów i celów ukierunkowujących nasze zaangażowanie emocjonalne, nasz związek z wyższą siłą.
Obecnie, w sytuacji gdy choruje Ziemia i ludzkość, stoi przed nami zadanie ponownego .odkrycia wzajemnych, duchowych związków planety i człowieka, nawiązania kontaktu na tym poziomie relacji. Wydaje się, że jest to niezmiernie ważne zarówno dla nas ludzi, jak i dla Ziemi. W wielu religiach pojawiają się tego typu wątki, choć gubią się one pod naporem pozornie ważniejszych kwestii. Dopóki będziemy ignorować Ziemię w naszej duchowości, dopóty duchowość ta będzie niepełna, a my pozbawieni ważnego aspektu doświadczenia.
Idea głębokiej ekologii, której istotą jest proces zadawania sobie głębokich pytań w kontekście Ziemi faktycznie jest ścieżką duchową, w której swoje miejsce mogą znaleźć wszyscy, niezależnie od wyznawanej wiary. Ta specyficzna duchowość Ziemi może przybierać formę panteistyczną, w której Bóg jest utożsamiany z przyrodą albo formę teistyczną, w której osobowy Bóg jest wprawdzie poza przyrodą, ale ten świat i żyjące w nim istoty są mu drogie. Niezależnie od tego jaką ścieżkę wybieramy ważne jest, aby umieć spostrzegać cały świat w kontekście siły wyższej.
Połączenie człowieka z siłą wyższą posiada jeszcze jeden ważny aspekt, związany z ufnością i pokorą. Otóż istota tej relacji zakłada, że owa siła jest większa od nas samych, zatem możemy jej w pełni zaufać. Człowiek ufny potrafi wyzwolić się od kontroli nad ludźmi, miejscami i zdarzeniami, potrafi poddać się mądrości, która przerasta ludzkie zdolności pojmowania i wyjaśniania rzeczywistości. W takiej duchowej relacji spontanicznie i naturalnie pojawia się pokora wobec czegoś znacznie potężniejszego od nas samych. W związku z tym nie ma już potrzeby samemu o wszystkim decydować, kontrolować .i wpływać. Nie ma potrzeby upierać się, że my – ludzie wszystko wiemy najlepiej i zawsze mamy rację. Wystarczy zaufać i poddać się naturalnemu biegowi rzeczy. Jest to jednocześnie akt głęboko duchowy. Pokora, zaufanie i pogodzenie się z tym, co pochodzi od siły wyższej jest źródłem głębokiego wglądu, spokoju i radości, a tym samym zdrowia.
Przedstawione przeze mnie podstawowe związki człowieka z rzeczywistością wewnętrzną i zewnętrzną stanowią istotne warunki zdrowia. Innymi słowy, w sytuacji, gdy nawiązujemy głęboki kontakt z tymi elementami stajemy się faktycznie pełną osobą, wewnętrznie zintegrowaną, z poczuciem przynależności do świata i wyższej siły. Aby osiągnąć ową pełnię potrzebujemy Ziemi, którą możemy odkryć w nas, wokół nas i „ponad nami”. Potrzebujemy Ziemi, ale w zamian możemy dać jej siebie: zdrowych, pełnych ludzi, powracających do wielkiego kręgu wszystkich istot.
W moim przekonaniu te trzy postulaty powinny stanowić fundament szeroko pojmowanej edukacji ekologicznej. Jeżeli bowiem naszym celem jest pomoc Ziemi, a w tym zachęcanie ludzi do zmiany stosunku do środowiska naturalnego, powinniśmy odwoływać się do tych trzech podstawowych aspektów. Całościowa edukacja ekologiczna powinna zatem odwoływać się do relacji człowieka ze sobą, do relacji ze światem zewnętrznym oraz powinna mieć charakter duchowy. Każdy z tych trzech aspektów jest niezmiernie ważny, a ich połączenie może przyczynić się do uzdrowienia człowieka i Ziemi.


link;https://dzikiezycie.pl/archiwum/1997/ma ... wa-planeta
Zacznij tam, gdzie jesteś.
Użyj tego, co masz.
Zrób wszystko, co tylko chcesz...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Artykuły”