Gdzie mając szerokie doświadczenie w operacjach przeciwpartyzanckich znalazł nowego pracodawcę wśród swoich niedawnych wrogów.
Nie on jeden.
Już w Indochinach w Legii Cudzoziemskiej z niemieckich weteranów stworzono "Batalion przeklętych".
Przez tysiąc dwieście czterdzieści trzy dni "Diabelska Gwardia" zlikwidowała siedem tysięcy czterystu sześćdziesięciu sześciu partyzantów Viet Minhu i chińskich bojowników na "gościnnych występach" w Wietnamie. Zlikwidował dwieście dwadzieścia jeden baz, obozów i składów zaopatrzenia Viet Minhu, uwolnił z rąk komunistów trzystu jedenastu jeńców i porwanych francuskich cywilów oraz przeszedł na piechotę jedenaście tysięcy kilometrów. Często operując na tyłach wroga, nawet po chińskiej stronie granicy.
Przy tym wszystkim tracąc pięciuset piętnastu ludzi.
Większość opisanych w książce taktyk walki partyzanckiej i przeciwpartyzanckiej miała zostać opracowana jeszcze w czasie II wś. I w Indochinach tylko je udoskonalano.
Były jednak poza wojskowym "głównym nurtem" jeszcze długie dziesięciolecia.
Nie mam tu na myśli brudnych i najbrudniejszych aspektów takiej wojny które siłą rzeczy się pomija w podręcznikach taktyki, a i tak dwa razy "potępiony" Wagemueller nie miał powodów by je przemilczeć.
Tylko nawet typowo sprzętowe patenty jak szerokie wykorzystanie broni wytłumionej czy wyposażanie ciężarówek w dodatkowe reflektory na wysuniętych cztery metry przed zderzak drągach. Mylące wrogów szykujących nocne zasadzki na drogach.
Co potem ewoluowało w opancerzone 25 mm blachą ciężarówki wyposażone w pchane kilka metrów przed szoferką stalowe koła mające detonować miny i boczne motyki do przecinania przewodów odpalanych zdalnie fugasów.
Pomysły które potem wróciły w czasie wojny w Iraku.
A jest to tylko wąski wycinek tego co opisał Wagemueller.
Razem z odbrązowionym, pozbawionym złudzeń obliczem wojny.
Prawdziwym, więc pomocnym w wyciąganiu właściwych wniosków.
Choćby dla chcącego przetrwać między młotem a kowadłem cywila.
