https://www.facebook.com/share/p/12LYsYwq6Fg/
Historia z końcówki tamtych wydarzeń.
,,Kazik otworzył zalakowaną kopertę. Dochodziła 21.
Kolejna wieś do wysiedlenia.
Westchnął głęboko.
Ile krwi wsiąkło w tę ziemię, ile jeszcze wsiąknie. Dwunastu żołnierzy chowano wczoraj w Baligrodzie.
Każdego znał osobiście, młodzi chłopcy, całe życie było przed nimi.
Podniósł słuchawkę telefonu i wezwał oficera dyżurnego.
– Jutro o trzeciej nad ranem wymarsz. Mamy eskortować wysiedlonych do punktu zbornego.
W powietrzu czuć było wiosnę.
Zimna noc nie napawała optymizmem.
Ruszyli w szyku bojowym.
Szpica czuwała na przedzie.
W okolicy roiło się od band UPA.
Około czwartej nad ranem dotarli na miejsce. Pomimo że był koniec kwietnia, ziąb dawał się we znaki.
Żołnierze otoczyli wieś.
Trzeba było mieć się na baczności.
Pod chałupami mogły znajdować się bunkry. Wokół mogły krążyć patrole.
W każdej chwili mogło dojść do walki.
W jednej z chat dostrzeżono niewielki poblask. Podejrzewano, że odbywa się tam narada członków UPA.
Nikt nie wstaje o tej godzinie i nie pali nikłego światła.
Z największą ostrożnością podchodzono pod chyże.
Do środka wpadli w trójkę, za nimi kolejni żołnierze.
To, co zobaczyli, odebrało im mowę.
Na łóżku leżała młoda dziewczyna.
Przy niej klęczała kobieta.
W rogu izby, przy świętym obrazie, paliły się świece...
Takiego obrotu sprawy nikt się nie spodziewał.
Kilka starszych kobiet, które szeptały jakieś niezrozumiałe słowa, odwróciło głowy.
Osoba, która klęczała przy łóżku, ani drgnęła. Dłuższą chwilę wszyscy stali w milczeniu. Domyślili się, że trafili na moment odejścia. Kazik w końcu przerwał ciszę.
– Bardzo mi przykro. Niestety, musicie się spakować. Będziecie wysiedleni.
Kobieta, która do tej pory wyglądała jak kamienny posąg, wstała.
Głos miała równy i stanowczy.
– Możesz mnie zabić, nigdzie się stąd nie ruszę. Moja córka umiera... Muszę ją pochować i tu zostanę.
Dopiero teraz Kazik podszedł do dziewczyny.
To, co zobaczył, wstrząsnęło nim do reszty. Ciało było czarne. Matka dziewczyny wybuchnęła spazmatycznym płaczem.
– Katowali ją na oczach całej wsi...
Złapał dziewczynę za rękę. Żyła.
– Sanitariusza! Biegiem!
Medyk podał dziewczynie morfinę. Po chwili przestała wydawać nieartykułowane dźwięki.
– Kapitanie, jest skatowana, ale jest szansa. Trzeba szybko do szpitala.
Kazik nakazał, by natychmiast podstawić wóz wyścielony sianem.
Bardzo ostrożnie przeniesiono dziewczynę.
W tym czasie jego zastępca dopytywał kobiet o szczegóły tego bestialstwa.
– Wzięli ją ci z lasu – zaczęła monolog jedna z kobiet. – Przymus, był łączniczką, została. Parę dni temu zgubiła meldunek. Uznali to za zdradę. Na oczach całej wsi...
Nie dokończyła. Zalała się łzami. Matka siadła obok woźnicy.
Kilku żołnierzy umiejscowiło się po bokach. Wozak powoził ostrożnie. Milczał jak grób.
Dojechali szczęśliwie do Cisnej.
Stamtąd wojskowa sanitarka odwiozła dziewczynę do szpitala.
Minęło kilka dni. Kazik cały czas myślał o tym, co się wydarzyło.
Przy pierwszej okazji postanowił dowiedzieć się o stan chorej.
Nie spodziewał się dobrych wieści.
Po drodze zakupił wiązankę kwiatów i znicz.
Nikt tak skatowany nie miał prawa przeżyć.
Na szpitalnym korytarzu spotkał znajomego doktora.
Jakież było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że pacjentka żyje.
Kilka godzin i byłoby po niej.
Operacja uratowała jej życie.
Jej matka przez trzy dni czuwała przy niej.
W końcu organizm nie wytrzymał i zemdlała.
Ale wszystko minęło.
Teraz leżą w jednej sali obok siebie.
Kazik biegł jak na skrzydłach.
– Żyje! Co za szczęście!
Wpadł do sali. Pielęgniarka ofuknęła go za brak fartucha.
Pomimo że minął tydzień, nieznajoma dziewczyna wyglądała strasznie. Całe ciało pokrywały krwisto-czarne plamy.
– Nazywam się Kazimierz – przedstawił się.
– Nina – wyszeptała dziewczyna.
Kazik wstawił kwiaty do dzbanka z wodą. Dziewczyna odwdzięczyła się uśmiechem. Znicze zapalił w drodze powrotnej – na cmentarzu swemu przyjacielowi, który poległ w ostatniej walce.
Wrócił do koszar. Wiosna za oknami zakrywała blizny bieszczadzkiej ziemi.
Ci, którzy byli panami życia i śmierci, w większości zostali ujęci lub zbiegli za granicę.
W lasach działały jeszcze kilkuosobowe oddziały próbujące siać terror.
Czas nie leczy ran, a tylko je zabliźnia.
Kazik miał dość munduru.
Gdy tylko nadarzyła się okazja, przeszedł do cywila.
Został szefem zaopatrzenia w spółdzielni.
Nie była to łatwa praca.
Ciągle coś się psuło i nawalało.
Czasem miał wrażenie, że ktoś celowo sabotuje pracę.
Często wracał myślami do tego, co było. Rozmyślał o Ninie.
Ponad pół roku spędziła w szpitalu.
Odwiedzał ją regularnie.
Po wyjściu nie spotkali się już nigdy. Gdzie żyje, co porabia? Ta myśl nurtowała go coraz bardziej.
Litr bimbru pomógł uzyskać informacje.
Matka Niny była Łemkinią – deportowano je na Ziemie Zachodnie w okolicach Legnicy.
Kazik postanowił wziąć urlop i odszukać dziewczynę.
Podróż zajęła mu trzy dni. Późnym popołudniem zobaczył Ninę. Szła z wiadrem wody do obory. Poczekał, aż wyjdzie.
Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie. Nina rzuciła się Kazikowi na szyję.
– Wiedziałam, że mnie odnajdziesz. Modliłam się o to każdego wieczoru.
Do późnych godzin nocnych słuchał opowieści. Przed położeniem się spać, Ninę czekała jeszcze jedna niespodzianka.
Kazik z kieszeni wyciągnął zaręczynowy pierścionek. Kolejne łzy szczęścia popłynęły po stole.
Rankiem uzgodniono szczegóły. Po ślubie wracają w Bieszczady. Mamę zabierają ze sobą. Po miesiącu wracali do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Mama Niny strasznie przeżyła powrót – wróciły wspomnienia.
Odeszła po miesiącu. Spoczęła tam, gdzie się urodziła.
Nina dostała pracę jako ekspedientka. Pewnego dnia wróciła cała roztrzęsiona.
– W sklepie był człowiek... Jestem pewna, że to jeden z tych, którzy mnie katowali. Nie miał jednego oka i na twarzy miał bliznę.
– Poznał cię?
– Nie wiem. Na dworze szarzało, a w sklepie panował już półmrok. Przyszedł przed samym zamknięciem.
Kazik nie namyślał się ani chwili.
– Trzeba na posterunek do Władka. Jeszcze trochę tego bandziorstwa po lasach zostało.
Nina złożyła zeznania. Komendant obiecał pomóc. Minęło kilka tygodni.
Późna jesień była zimna i deszczowa. Nina zamykała sklep, gdy poczuła lufę pistoletu przyłożoną do pleców.
– Nie zdechłaś wtedy? Zdechniesz teraz – usłyszała.
Odwróciła się gwałtownie. Tak, to był ten sam żandarm, który ją katował.
Zamknęła oczy. Padł strzał. Nie czuła bólu. Usłyszała upadające ciało. Zza węgła wychylił się człowiek po cywilnemu.
– Proszę się nie bać. Jestem milicjantem. Pani aniołem stróżem.
Żandarm miał przy sobie kilka dokumentów, każdy na inne nazwisko.
Pod ubraniem zaszyte kosztowności i dolary. Nina nigdy nie odwiedziła wsi, w której się urodziła. Wspomnienia i przeżycia były zbyt traumatyczne.
Przez całe życie pracowała z Kazikiem, by pewnego dnia odejść. Pozostała w tej ziemi, gdzie się urodziła i gdzie los skierował ją ponownie."
Przebieg czystki etnicznej na przykładzie zbrodni w Parośli 80 lat temu.
-
- Posty: 2538
- Rejestracja: czw 27 sty 2022, 10:49
- Kontakt: