Strona 1 z 2

Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: śr 04 sty 2023, 17:07
autor: Ramzan Szimanow
Temat ważny, zwłaszcza dzisiaj gdy ruch ''ciałopozytywności'' zwyrodnił się w wymuszanie akceptacji i zakaz jakiejkolwiek merytorycznej krytyki otyłości. Nawet skrajnej.
Co jest wygodne i z wygodnictwa wynika.
Aż nie trzeba zapłacić zdrowiem swoim i swojej rodziny.
Sprowadzając na naszą rodzinę ''gorsze czasy'' już teraz oraz pogłębiając dla nas inne kryzysy.
Oryginał artykułu w linku, zamieszczam kopię na wypadek jakby zniknął z sieci.

https://polnedrogi.pl/z-zycia-wziete/ot ... wiedzialny

"Coraz więcej dzieci narzeka na złe samopoczucie, zmęczenie i brak energii do życia.
Przejęci rodzice pierwsze kroki kierują zazwyczaj do lekarzy, podejrzewając jakąś poważną chorobę. Tymczasem przyczyna złego samopoczucia może być zupełnie inna.

Według ogólnopolskich badań naukowych jakości życia dzieci i młodzieży, co 5 dziecko czuje się wyczerpane, chore i pozbawione energii.
Prawie 20% dzieci w wieku wczesnoszkolnym narzeka na permanentny brak chęci do aktywności fizycznej i skarży się na złe samopoczucie.

Z badań wynika także, że co 10 uczeń 2 klasy szkoły podstawowej w ogóle nie jest aktywny fizycznie i nie przejawia żadnych chęci, aby to zmienić. Ma natomiast nieprawidłowe wartości ciśnienia tętniczego, wynikające ze zwiększonej masy ciała.

Obecnie ponad 22% wszystkich uczniów w kraju, wymaga natychmiastowej pomocy, związanej z dramatyczną kondycją fizyczną, której główną przyczyną jest nadwaga. Wśród europejskich rówieśników, polskie dzieci plasują się na szarym końcu. Na tak niską ocenę wpływ ma przede wszystkim to, że prawie 80% z nich prowadzi siedzący tryb życia.

Naukowcy biją na alarm, bo polskie dzieci tyją najszybciej w Europie, a w dużym stopniu odpowiedzialni są za to rodzice. To oni wytwarzają atmosferę wokół jedzenia i utrwalają niewłaściwe nawyki.

Czy słusznie trzeba winić głównie rodziców? A może system opieki i edukacji w Polsce? Kiedy mama i tata wkładają na talerz dziecka niezdrowe jedzenie, często robią to zupełnie nieświadomie, ponieważ w dzieciństwie nikt nie nauczył ich zasad zdrowego stylu życia.

Współczesny rodzic często nie rozumie, w jaki sposób radzić sobie z problemem nadwagi i otyłości. Dostrzega zmiany u swojego dziecka, widzi niepokojące objawy, ale brak mu pomysłu, a przede wszystkim chęci, aby coś zmienić.

Problemem otyłości to często problem całej rodziny, bo dzieci dziedziczą złe nawyki.
Są też sytuacje odwrotne, w których szczupli, zadbani i bardzo zajęci sobą rodzice, nie mają czasu zadbać o prawidłowe żywienie swojego dziecka.
Zamiast domowej zupy na talerzu, pociecha dostaje pieniądze na zakup własnego jedzenia. Kupuje więc hamburgery, drożdżówki i słodkie napoje. Mały człowiek nie wie, co jest dla niego zdrowe i dobre, ale za to doskonale wie, co mu smakuje i na co ma ochotę.

Przerzucanie odpowiedzialności na dziecko i wymaganie od niego rozsądnych decyzji jest niedorzecznością. Czy widzieliście, żeby maluch dobrowolnie rezygnował z batonika i słodkiego napoju na rzecz jabłka i wody mineralnej? Ja też nie.

Tak sobie wspominam swoje własne dzieciństwo. W domu nie było luksusów. Żyło się raczej skromnie, a były momenty, że nawet bardzo skromnie. Mama gotowała dla całej rodziny. Na stole królowały proste, ale zawsze domowe posiłki. Słodycze należały do rzadkości. Za to w sezonie w domu nie brakowało owoców.

Brakowało natomiast śmieciowego pseudojedzenia, a przede wszystkim pieniędzy, aby taką żywność kupować. Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

Ciężko porównać menu typowej polskiej rodziny sprzed 30 lat do tego, co ląduje na stołach we współczesnych domach. Trudno nazwać niektóre potrawy jedzeniem, bo coraz mniej przypominają naturalną żywność. Zmienił się nie tylko smak, ale i wygląd. To, co zwykłe przestało być atrakcyjne. Dziś woda musi mieć smak i kolor, a kurczak zawierać wzmacniacze smaku i panierkę z chipsów, bo inaczej nie będzie dobrze smakował.

Kiedy widzę, jak mama kupuje dziecku słodzoną wodę o smaku truskawki, bo innej maluch nie przełknie, to włosy mi stają dęba i pytam — gdzie podział się zdrowy rozsądek i rozum? Kto jest odpowiedzialny za pogarszającą się sytuację zdrowotną dzieci w naszym kraju? Czy winę za kondycję, a raczej jej brak i problemy z nadwagą ponoszą jedynie niewyedukowani rodzice? Może współwinni są lekarze, którzy zbyt rzadko albo wcale nie informują o zasadach zdrowego odżywiania? A może szkoła i przedszkole, które równie często faszerują dzieci niezdrową żywnością? Swój wkład ma zapewne także telewizja i przyciągające uwagę reklamy pseudożywności.

Sklepowe półki uginają się od produktów oznaczonych różnorodnymi znakami jakości. Niestety ich przyznawanie w zdecydowanej większości, uzależnione jest od wniesienia przez producenta wysokiej opłaty, a nie od dokładnego przebadania składu danego produktu. Tu wszystkich niedowiarków namawiam do porównywania takiej “lepszej” żywności z inną, a najlepiej do obejrzenia programu Wiem, co jem i wiem, co kupuję, którego jeden z odcinków został poświęcony właśnie problemom przyznawania różnorodnych certyfikatów i znaków jakości w Polsce.

No to jak w tym wszystkim odnaleźć równowagę, komu wierzyć i czym karmić swoje dzieci, aby chciały sięgać po naturalną i prawdziwą żywność, zamiast tej modyfikowanej i niezdrowej?

A co z ekonomią? Argument pieniądza nie jest tu bez znaczenia. Ktoś powie, że aby zdrowo żyć i jeść trzeba mieć gruby portfel. Dobre żarcie przecież kosztuje. To, co tanie jest najczęściej gorszej jakości. Wystarczy spojrzeć na skład tanich kiełbas, szynek czy pasztetów. To wszystko prawda, tylko czy musimy je codziennie kupować i podawać naszym dzieciom? Skoro są złe i mamy tego świadomość, to zrezygnujmy z ich spożywania. Kupmy raz na tydzień lepszy i droższy kawałek mięsa. Przygotujmy zdrowy i smaczny posiłek z korzyścią dla całej rodziny.

Przekonanie, że zdrowe jedzenie jest drogie, w dużej mierze wynika z braku pomysłów na przygotowanie prostych i smacznych posiłków z naturalnych produktów. Może warto zrezygnować z pełnego cukru i barwników jogurtu na rzecz owsianki z rodzynkami? Albo podać całkowicie naturalny i gęsty jogurtu polany łyżeczką prawdziwego miodu?

Wybierając nienaturalne, modyfikowane i przesłodzone produkty żywnościowe, których smak jest dodatkowo wzmacniany przy użyciu substancji chemicznych, wypaczamy prawdziwą rzeczywistość. Przyzwyczajamy i uzależniamy nasz organizm od sztucznych dodatków i przesadnych smaków. Im więcej takiej nieprawdziwej żywności podajemy naszym dzieciom, tym trudniej będzie im polubić to, co naturalne. Jak w oczach dziecka wypada zwykła i czysta woda mineralna w porównaniu z niebieskim napojem o smaku gumy balonowej? - Bardzo nieciekawie.

Kilka lat temu podczas spotkania w przedszkolu mojego syna, zapytałam, czy można podawać dzieciom do posiłków wodę, zamiast słodkich kompotów. Moje pytanie spotkało się z ogólnym zdziwieniem. W odpowiedzi usłyszałam, że dzieci lubią kompot z owoców, a woda jest dostępna na żądanie dla każdego dziecka. Problem polega jednak na tym, że maluchy nigdy o nią nie poproszą, mając przed sobą szklankę słodkiego napoju.

Nie ma się co oszukiwać, że wpajanie zasad zdrowego żywienia i zdrowego trybu życia w ogóle, wymaga wiele zaangażowania i współpracy wszystkich instytucji, nie tylko instytucji rodziny. Ciężko jest konsekwentnie przestrzegać reguł dotyczących spożywania niezdrowych produktów, kiedy w placówkach oświaty na deser podaje się dzieciom batoniki czekoladowe, bezwartościowe, słodkie jogurty i słodzone napoje.

Jedna z mam powiedziała mi kiedyś, że chciała wprowadzić zasadę spożywania słodyczy tylko jednego, wybranego przez dzieci dnia w tygodniu. Choć w domu konsekwentnie przestrzegano tej reguły, to z chwilą pójścia do przedszkola wszystko szlak trafiał. Słodycze były obecne każdego dnia i to nie tylko w formie deseru. Na śniadanie podawano słodkie dżemy, słodzoną herbatę lub kakao, a do obiadu sok rozcieńczony wodą. Nikt dzieci nie pytał, czy w domu piją słodzoną herbatę i czy mama podaje do obiadu słodki napój, czy raczej wodę. Z góry przyjęto, że dzieci jedzą cukier, więc należy go podawać do każdego posiłku.

Takie cukrowe menu wpływa na funkcjonowanie całego organizmu, w tym na stan uzębienia. Niewiele placówek realizuje jednak programy edukacyjne, których celem jest wpajanie dzieciom nawyku mycia ząbków po każdym posiłku. Obserwując przedszkole moich synów, odnoszę wrażenie, że największą przeszkodą jest brak chęci i lekceważenie problemu nadmiernej ilości cukru w codziennym menu.

W trosce o zdrowie naszych dzieci zdecydowanie nie należy bagatelizować złego odżywiania czy braku aktywności fizycznej i godzić się na kompromisy. W domu powinny panować jasne i zdrowe reguły, których będziemy konsekwentnie przestrzegać. Tylko w ten sposób możemy mieć nadzieję, że wpoimy w maluchy bezcenną wiedzę, która pozwoli im na świadome i mądre wybory w przyszłości.

Nie jestem idealną mamą, nie mam bzika na punkcie zdrowego jedzenia. Uwielbiam słodycze, pączki i domowe wypieki. W naszym domu panują jednak określone zasady, których nie zmieniamy. To przede wszystkim wspólne posiłki przy stole. To woda do picia zamiast słodkich napojów, brak chipsów i niezdrowych przekąsek. To także codzienna porcja owoców w postaci pokrojonego jabłka i banana, a także warzywa podawane do kolacji. Najczęściej są to pomidory, rzodkiewki, ogórki kiszone i papryka. Nie kombinuję szczególnie mocno i nie wymyślam niestworzonych potraw. Czasem wystarczy kanapka z serem żółtym i pokrojone w kostkę warzywa ułożone na talerzyku. Niczego nie doprawiam solą, wszystko ma smakować naturalnie. Do tego kubeczek kefiru. Moje dzieci uwielbiają naturalny kefir, który piją kilka razy w tygodniu.

A co ze słodyczami? Są, owszem i często je jemy, ale z umiarem i najczęściej na deser. Nie wprowadzam zakazów, nie zabraniam kawałka czekolady czy ciasteczka. Wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem że zachowamy umiar i określimy jasne priorytety. - Rozumiem, że nie zjadłeś warzyw, bo masz pełny brzuszek. Oznacza to także, że nie masz miejsca na słodki deser.

Nigdy nie zastępuję normalnego posiłku paczką ciastek czy czekoladą. Najważniejszy jest domowy posiłek podany na talerzu. Frytki, hamburger czy chipsy pojawiają się tylko przy wyjątkowych okazjach — imprezach lub wakacyjnych wyjazdach. Nie kupuję słodzonych płatków do mleka ani gotowego kakao. W moim domu jemy owsiankę, płatki orkiszowe i kukurydziane z rodzynkami. Kakao przygotowuję z mleka i 100% kakao, które dosładzam naturalnym miodem. I przyznam Wam, że to wcale nie boli i nie wymaga specjalnego zaangażowania. Nie drenuje też mojego portfela i nie wywołuje wymiotów czy obrzydzenia na twarzach moich synów. Jest smacznie, zdrowo i chyba całkiem normalnie. No bo w sumie takie powinno być naturalne jedzenie, prawda?

Z przerażeniem patrzę na zmieniającą się rzeczywistość. Na to, czym faszerowane są nasze dzieci i jak szybko zmierzają w stronę ich rówieśników z Wielkiej Brytanii.
Dlaczego o tym wspominam? Bo przez 16 lat życia w tym kraju, napatrzyłam się na dramatyczne skutki spożywania śmieciowego jedzenia. Na patologiczną otyłość małych dzieci i ich rodziców stojących w kolejkach do McDonalda. Na pozbawionych energii i chęci do gry w piłkę otyłych chłopców i dziewczynki, którzy pochłaniali jednym haustem pół butelki słodkiego napoju. Widząc, co jedzą i jak funkcjonują brytyjskie rodziny, dziękowałam Bogu, że u nas jest inaczej. Nigdy nie przypuszczałam, że za kilkanaście lat będziemy kroczyć tą samą drogą. To naprawdę smutne.

Żyjemy coraz szybciej i coraz mniej po ludzku.
Podobnie wychowujemy dzieci — pospiesznie i mechanicznie.
Jeszcze nie jest za późno na zmiany i powrót do normalności. Jeszcze możesz, Ty Matko i Ty Tato, zmienić coś na lepsze. Zacznij od małych kroków i konsekwentnie trzymaj się planu. Dasz radę, przecież kochasz swoje dziecko i chcesz dla niego najlepszej przyszłości. Nie daj się oszukiwać i nie pozwalaj sobą manipulować. Przecież wiesz, co jest dla dziecka najlepsze, Ty jesteś jego rodzicem. Wspieraj, kochaj i dbaj o zdrowy rozwój.

Mów Nie z miłości do swojego dziecka. Kiedyś ci za to podziękuje."

Obrazek

Re: Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: śr 04 sty 2023, 20:14
autor: Pietrow
Paaaanie! W naszych lokalnych klimatach otylosc staje sie problemem (sam mam znaczaco zbyt duza wypornosc i jade z wdrozonym programem naprawczym - poki co skutecznym jak tarcze antykryzysowe), ale to jest pikus w porownaniu z tym, co mozna zobaczyc w kraju za Wielka Woda.
Nie, nie... Nie bagatelizuje problemu. Wyrazam jedynie nadzieje, ze nie osiagniemy takiego stanu jaki tam jest dosc czesto spotykanym widoczkiem. Podjezdza autko pod parking przy "zajezdni" elektrycznych wozeczkow z siedzeniami. Wysiada z autka sporawy hipcio. Zawieszenie autka odpreza sie z wyrazna ulga i nagle okazuje sie, ze autko nie jest niskopodlogowym scigaczem, ale jakims calkiem wysoko zawieszonym SUVem ;). Hipopotamek sapiac doczlapuje kaczym chodem do wozeczka, wlewa zad w siedzonko i rusza miedzy sklepowe polki. To jest dopiero grupa inwalidzka do kwadratu!

Moim prywatnym zdaniem dwie z przyczyn otylosci to latwy dostep do gownianego, ale wysokokalorycznego i slabo zbilansowanego zarcia oraz nadmiar "ruchu" przed ekranem komputera lub telewizora.

Re: Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: śr 04 sty 2023, 22:27
autor: Oudeemann
Pośrednio - cywilizacja która pokazuje łatwy styl życia, w tym media :). A bezpośrednio rodzice/opiekunowie, którym nie chce się ruszyć dooopy i jest im wygodniej olać temat. U mnie na szkoleniach jest zakaz posiadania i używania telefonów, żarcie dostają wedle norm wojskowych i z tego co dostaną, to sami sobie gotują. I I jakoś tylko nieliczne nadopiekuńcze mamuśki mają problem z tym,że nie mają swojego dzieciaczka pod telefonem. Ale to rzadkość... przynajmniej wśród moich kursantów. Jednakże obserwując zachowania innych rodziców, to wniosek mam jak powyżej. Na szczęście nie muszę się tym już przejmować jako rodzic :)

Re: Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: czw 05 sty 2023, 06:57
autor: bushmot
Jak byłem mały, pod blokiem moich rodziców były dwie piaskownice. I w obu zawsze kogoś się spotkało żeby się pobawić. Tyle, że wtedy termin "znajomy" oznaczał kogoś kogo znasz, a nie kogo spotkałeś raz w życiu na wakacjach i dodałeś do profilu społecznościowego...

Dziś jedna piaskownica stała się trawnikiem, druga - parkingiem. Ale to jest efekt zmieniającego się świata, pogoni ca tym co nowe, chęci zaimponowania nowym, podawania przez ten świat "papki na tacy" - wiec po co się męczyć...

I nie ważne czy mówimy o jedzeniu, motoryzacji czy innych dziedzinach - świat pędzi w złą stronę i promuje nieodpowiednie wzorce. Bardzo często racjonalne podejście do tematu sprawia, że czujemy się pozostawieni w tyle za pędzącym światem bo jesteśmy odsuwani przez społeczeństwo... pół biedy jak mamy to po prostu w dupie, problem zaczyna się gdy to świat zaczyna mieć nas w dupie i promuje tych którzy pędzą za modą a ci rozsądni - odstawiani są na mocno boczny tor... bo niby konkretni, ale jacyś tacy "niedzisiejsi", lepiej "lansować" cie wśród ludzi którzy są "na czasie". A nawet jeśli nasze podejście jest zdrowe - jak rozmawiać z dzieckiem które nie ma wspólnych tematów z rówieśnikami i nie jest częścią grupy w klasie - bo zamiast nabijać kolejny level na komórce czy lajkować foty - czas spędza na świeżym powietrzu...

Mimo że wygląda to jak lekki off-topic - wg mnie nie jest - wg mnie jest to sedno problemu. Żyjemy w świecie który promuje szybkość, natychmiastową gratyfikację, podążanie za modą. A sposób odżywiania się jest tutaj ofiarą takiego podejścia... podobnie jak kwestia umiejętności czytania ze zrozumieniem i poszukiwania informacji w różnych książkach a nie w internecie...

tak jak napisał Ramzan - ruch body positive się zwyrodnił. Generalnie, co do zasady - jest to fajne i zdrowe podejście. Tyle, ze jakiś leniwiec zasłaniał się tym gdy mu sie tyłka z kanapy ruszyć nie chciało. Bo więcej satysfakcji miał z Netfixa czy kolejnego levelu gry, bo koniecznie musiał sprawdzić co u znajomych na fejsie czy insta, bo trzeba było obejrzeć kolejne wypociny jakiegoś youtubera czy innego influencera... daje to więcej radości niż spacer, nie mówiąc już o wysiłku fizycznym..

Tylko ile takich sensownych pomysłów w dzisiejszych czasach zostało poprzekręcanych przez ludzi i uległo zwyrodnieniom?

Re: Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: czw 05 sty 2023, 18:28
autor: mar_kow
Jak byłem mały to praktycznie nie było nic czym można się było bawić (tzn. było ale w Pewexie).
- Piłkę jak już była wykańczało się w dwa miesiące - grało się do czasu jak już niczego nie było widać :);
- Jak nie było piłki to grało się z dziewczynami w klasy, chłopa a nawet w gumę ("w gumę" to już tak zostało :)) no ewentualnie gumową piłką w zbijanego;
- Opony w rowerze dobrze jak starczały na sezon (udawało się kupić grube "terenowe" do Wigry 3) :), jeździło się ukrainą pod ramą :) - kuzyn żony po wirażu na asfalcie wyglądał jak po poważnym wypadku komunikacyjnym :);
- W hokeja grało się drewnianą kostką i wycinanymi wierzbowymi kijami. Poobijane piszczele, sińce pod oczyma :);
- Narty ojciec mi zrobił z jesionowych desek, sanki robione u kowala (najlepsze w okolicy);
- Skonstruowaliśmy paralotnię - złamana ręka i obojczyk :);
- robiliśmy domki na drzewach - złamane dwie nogi

...nie dodałem że po powrocie do domu był jeszcze wp....dol (a co najmniej op...dol) za zniszczone ubrania, buty. Jak wróciłem ze złamanym obojczykiem wieczorem (wcześniej bałem się wrócić) to się nikt nie rozczulał ale op...dol był mniejszy bo ramię zasiniało i spuchło...

...a dzisiaj ?? - pustki i brak wyobraźni...

Re: Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: czw 05 sty 2023, 18:46
autor: Ramzan Szimanow
mar_kow pisze:
czw 05 sty 2023, 18:28

...a dzisiaj ?? - pustki i brak wyobraźni...
''Za to'' leniwym, przyklejonym do kanapy rodzicom pozornie łatwiej upilnować zajęte elektronicznymi zabaweczkami dziecko. Nie ma obitych piszczeli, rozcięć i rozkwaszonych nosów?
Nie ma ''problemów'', drogie ładne ubranka które kupili dziecku by zaimponować ''somsiadom'' się nie niszczą i rzadziej można je prać.
A jak wiadomo wśród niektórych trwa wyścig, kto sprawia wrażenie więcej wydającego na dziecko wygrywa w tym rankingu pseudo dobrego rodzica.
Dzieciak umorusany błotem, ganiający gdzieś po nieużytkach i ruinach to -200 punktów w tej tabeli.
Takie rzeczy to ''piąte i szóste pomioty madki 500+ z socjalnych baraków''.
A są za tępi żeby widzieć co kanapowy tryb życia robi z ich dziećmi (lub jest to dla nich wygodne, dziecko bez energii to grzeczne czyli nie odrywające rodzica od srajfona) nie wspominając o świadomości że ''Anetka 10 lat'' koleżanka dziecka z facebooka może być Romanem 53 lata z dwoma wyrokami za pedofilie.

Niestety kolejny raz wychodzi zwyradniająca się cywilizacja.
O ile dorosłemu łatwiej się postawić komercyjnym wzorcom propagowanym przez korporacje dla swoich zysków to dziecko jeszcze nie rozumie że nie musi podobać się wszystkim rówieśnikom a niechęć kretynów nie jest powodem do wstydu tylko dumy.

Re: Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: czw 05 sty 2023, 21:13
autor: Pietrow
Ramzan, mar_kow - panowie, trafiacie moim zdaniem idealnie w punkt.

Kiedys mowiono, ze dziecko brudne, to dziecko szczesliwe.
Pamietam (serio! Jeszcze pamietam! :) ) jak za szczeniecych czasow biegalismy po wykopach budowlanych i rowach, ktore owczesna "Lacznosc" kopala pod kable telefoniczne na dzielnicy. Lazilo sie po drzewach, skakalo z wysoka na haldy piasku. Kolana nie raz krwawily, palce byly powybijane, raz nawet skonczylo sie kilkoma szwami. Ale byla radocha, koledzy, jakas wspolnota i swietna zabawa napedzana wyobraznia. Rodzice na pewno sie martwili czy sobie zbyt wielkiego kuku nie zrobie. Ale jak wracalem z lekka zakrwawiony, to ladowali do wanny, myli zeby sprawdzic, czy to ich dziecko, a potem oklejali plasterkiem albo usztywniali wybitego palucha. I tyle. Pozwalali mi zdobywac wiedze o swiecie w ten trudniejszy, ale jakze fajny sposob.

Dzis dzieci moich znajomych maja telefony, komputery, gry i setki wirtualnych znajomych. Ale osobiscie znaja tylko dzieci ze swojej klasy / szkoly. Nie spotykaja sie po lekcjach na gry i zabawy. No dobra - dwoch sasiadow ma dziewczynki z tej samej klasy - one sie tu razem ganiaja po osiedlu. Ale dziewczynki nie wykazuja zainteresowania by spotkac sie z kims innym, gdzies wyjsc na dalsza zabawe. Tylko blisko domu, w bezpiecznym otoczeniu. A jak latem rodzice poslali je pierwszy raz na kolonie, to po kilku dniach musieli pojechac i je zabrac do domu.
Jak kiedys zabralem sasiada z corka na taki bardzo lekki off-road (no bo soreczki, ale SUVem to ja sobie moge co najwyzej po nieco glebszych kaluzach pooffroadowac), to w pewnym momencie zaczeli jeczec ze powinnismy zawrocic. A wcale nie bylo ciezko. Tylko troche slisko i stromo miejscami. Ale zawrocic sie nie dalo :)
Miekkie to nasze spoleczenstwo.

Ktos tu kiedys napisal w ktoryms z watkow, ze trudne czasy tworza twardych ludzi, ktorzy potem rodza miekkich ludzi, ktorzy z kolei powoduja trudne czasy (albo jakos tak to bylo). My wlasnie mamy spoleczenstwo ciapowatych ludzi i wirtualnych cwaniakow. A ciezkie czasy juz pukaja do drzwi, albo wrecz zdejmuja juz kurtke w przedpokoju.

A! Mar_kow! Ja tez zakladalem "crossowe kapcie" do Wigry! Blotniki trzeba bylo do nich skasowac, wiec jak gdzies w drodze zlapal deszcz, to wracalo sie do domu se "skunksowym paskiem" na plecach :) Ale szpan byl prawie taki, jakby sie dosiadalo BMXa a nie prostego skladaka. A! I korby pedalow zawsze rozwalalem. A wlasciwie to jedna korbe, bo druga przy zebatce byla na stale. Ten klin, ktorym te korbe montowano, to byla jakas totalna porazka projektanta. produkt nie przewidziany na niespozyta energie dzieciaka.
Ech, to byly czasy. "To se ne vrati, pane Havranek. To se ne vrati..."

Re: Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: czw 05 sty 2023, 21:35
autor: Ramzan Szimanow
Pietrow pisze:
czw 05 sty 2023, 21:13

Ktos tu kiedys napisal w ktoryms z watkow, ze trudne czasy tworza twardych ludzi, ktorzy potem rodza miekkich ludzi, ktorzy z kolei powoduja trudne czasy (albo jakos tak to bylo). My wlasnie mamy spoleczenstwo ciapowatych ludzi i wirtyalnych cwaniakow. A ciezkie czasy juz pukaja do drzwi, albo wrecz zdejmuja juz kurtke w przedpokoju.
Dobre czasy tworzą słabych ludzi. Słabi ludzie ściągają ciężkie czasy...

Lekki offroad starym golfem w tdi. Leśne drogi, szutr itd.
Znajomy ok 30 lat ale niestety już ''nowocześnie'' wychowany miał dość.
A gdzie temu było do dawnej brawury na ledwo trzymających się kupy simsonach, wsk,ach czy buggy z syreny.

Re: Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: czw 05 sty 2023, 23:28
autor: West_End
Ale żeście mi tu nostalgią zaczadzili 😍

A wracając do rzeczywistości ostatnie 2 lata zmasakrowały i tak lekkie więzy międzyludzkie a już u dzieci szczególnie to widać - komputer stał się oknem na świat 🤦‍♂️.

Re: Otyłe i pozbawione energii dzieci. Kto jest za to odpowiedzialny?

: czw 05 sty 2023, 23:28
autor: SilesiaSurvival
Cześć

Tak Panowie , elektronika i cukry wykańczają młodzież…..

Przykład
W rodzinnych stronach prawie każda ekipa podwórkowa miała swoje boisko , lepsze lub gorsze. My mieliśmy swoje boicho, na nieużytku rolnym. Bramki były zrobione z drewna , a samo boisko było wygładzone łopatami oraz ręcznym walcem! Dobre dwa tygodnie pracy. Jak ekipa się rozeszła się po technikach , liceach i zawodówkach. Jeszcze przez dwa lata , ktoś na tym boisku grał. Na boisko koło szkoły (dużego technikum) , trudno było się załapać . Bo tam były ekipy z 3 blokowisk. Dziś po naszym boisku nie ma śladu, a boisko koło szkoły (na które za młodu ciężko było wejść, dziś ŚWIECI PUSTKAMI).

Mając te 14-15 lat , mimo tego że rodzina żyła skromnie , jeździłem na wakacje. Przez harcerstwo i strzelca, zwiedziłem trochę Polski oraz realizowałem jakieś hobby. Takie jak Survival z ludźmi z wojska czy strzelania bojowe. Gdzie w roku 2007 , przed wojskiem strzelałem strzelania bojowe siłą sekcji czy drużyny. Wraz z wykonywaniem manewrów na osi strzelnicy! Dziś to nie wzbudza sensacji , ale 15 lat temu ? Będąc 17 latkiem! Na drugim końcu polski, śpiąc w NS-10 , jadąc na ten obóz na korytarzu pociągu , nocując na dworcu w Białymstoku. Dziś ? Nie do pomyślenia, z tą młodzieżą, a były to lata 2005-2008.

Gdy zakładałem strzelca w swoim mieście nie miałem nic. Ludzie się garnęli. Dziś mimo posiadania przez moich następców tony sprzętu , legalnej broni palnej , wejścia i dojścia do super instruktorów. Młodzież ciężko utrzymać, szybko się nudzi. Mimo faktu że mają naprawdę dużo, już na starcie.

Mając 14 lat , w wakacje wybrałem się SAM w góry (Beskid Śląski) , rodzicom powiedziałem o planach. Znałem trasę , wiedzieli że znam góry. Szczególnie ten rejon. Zgodzili się. Wybrałem się , nie miałem jeszcze telefonu komórkowego. Jedyny cud techniki to aparat kliszowy. W nocy pomyliłem szlaki, zamiast schodzić do Węgierskiej Górki , zszedłem do miejscowości po stronie SŁOWACJI. Było to jakiś rok przed przystąpieniem do stery Shengen….. Niepełnoletni , nielegalne przekroczenie granicy , bez opieki 😉 Oczywiście szybciutko obrałem kurs powrotny na stronę PL :)

Gdy nie raz opowiadam te rzeczy, ludzie robią wielkie oczy.

O budowaniu baz , łowieniu ryb , pływania tratwami - dłubankami , budowy łuków , proc , naprawy zapuszczonego Malucha (Fiata 126p) , czy rajdami WSK kolegi (jako pasażer) nie wspominam :) Bo dla dzisiejszych 14-15 latków to SF.

Było super !
~Bart