
Pierwsze rozpalenie zakończyło się sukcesem, w piecu paliło się aż miło. Jednak po kilku dniach stwierdziłem że piec nie nagrzewa się wystarczająco żeby ogrzać cały dom. Podumałem i doszedłem do wniosku, że spaliny za szybko wpadają w komin. Do kanałów wylotowych powsadzałem po kawałku cegły, zmniejszając światlo otworu. Pomogło.
Przekonany o własnej zajebistosci paliłem w piecu, a przyjemne ciepelko rozchodzilo się po całym domu. Piec miał tej zimy dużo roboty, bo u nas temperatura często spadała poniżej -20 stopni w nocy. Rozpalając go koło 15 i kończąc palenie koło 21 piec nagrzewał się na tyle że następnego dnia o 15 był jeszcze lekko ciepły. Dodatkowo paląc w nim nagrzewałem wodę w baniaku 300 litrowym do 40 stopni w trakcie całego cyklu palenia.
Po pewnym czasie zacząłem się martwić, bo na piecu pojawiły się pęknięcia. Malutkie rysy w zaprawie.


Szybka konsultacja ze zdunem-cos jest nie tak, ale nie ma się czym martwić.
Dom jest cały czas w budowie i spaliśmy wtedy w "kuchni". Kiedy, na początku roku się wprowadzaliśmy kupiłem na internecie czujnik czadu. Nie był tani, ale w marcu uratował nam życie. Koło 1 rano obudził nas alarm. Wróciły wspomnienia z wojska z ppożek

Niemało. Nastąpiła szybka ewakuacja. Po przewietrzeniu wróciliśmy do środka.
Ta noc była dość chłodna


Rano oględziny skąd co i jak. Nie było widać żadnych śladów dymu więc stwierdziłem że to może przypadek i jakaś cofka. Jednak następnego wieczora po rozpaleniu pieca czujnik znów pokazał odczyt. Niewiele bo około 20.
Coś się dzieje i jednak jest się czym martwić.
Z czujnikiem w ręce badałem miejsca pęknięć w piecu. Pęknięcia na sklepieniu dawały odczyty dochodzące nawet do ponad 125. Ciekawe jest to,że tylko podczas palenia. Kiedy piec był nagrzany, a drzwiczki zamknięte, czujnik pokazywał 0.
Wziąłem się za zaklejanie pęknięć. Kupiłem uszczelniacz kominkowy i zakleilem pęknięcia.
Pomogło od razu. Nawet podczas mocnego palenia czujnik nie pokazywał nic.
Do czasu aż uszczelniacz nie zaczął się łuszczyć.
Następna konsultacja przyniosła, odpowiedź- piec pęka bo jest zbyt cienkie sklepienie.
Nie byłem co do tego przekonany i zacząłem sam badać sprawę. Miałem zdjęcia z budowy więc było łatwiej wypatrzeć ewentualne błędy. Wpadłem wtedy na, jak się okazało słuszny, trop. Otóż chcąc zrobić tzw mały obieg do łatwiejszego rozpalania pieca zamontowałem na górze szyber. Nie bardzo wiedziałem jak to ugryźć i ulepiłem coś takiego.

To białe to mata ceramiczna. Widać tam otwór, przez który spaliny miały przechodzić jako mały obieg.
Pomiędzy sklepieniem paleniska a sklepieniem pieca musi być dylatacja i takąż zrobiłem, ale nie wziąłem pod uwagę tego, że tak wymurowany szyber będzie powodował dostawanie się najgorętszych spalin pomiędzy dwa sklepienia. Sklepienie z cegły czerwonej było podparte na teowniku, który nagrzewał się widocznie tak bardzo że rozpychał cały piec.
Zatkałem więc wlot do małego obiegu matą ceramiczną, wymieniłem zaprawę w miejscach pęknięć i.... pomogło.
Piec nie pękał, okazało się że kanały wylotowe są jednak dobrej wielkości i trzeba było usunąć kawałki które tam powkładałem bo się z pieca dymiło.
Tak dotrwaliśmy do końca sezonu grzewczego. Dopiero teraz znalazłem czas na to żeby piec poreperować.
Plan jest taki:
1. Przerobić mały obieg
2. Przerobić podkowę bo ta która jest nie jest wystarczająco wydajna.
Wczoraj rozebrałem piec. W trakcie okazało się że popełniłem dużo więcej błędów. Na wielu cegłach brakuje zaprawy i przy rozbiórce doskonale widać jak dym znajdował ujście przy małym cugu kominowym.
Ściany przednie paleniska wybudowałem zbyt blisko ścian zewnętrznych. Nie było to przyczyną pęknięć sklepienia, ale na pewno naruszyło w jakiś sposób konstrukcję ściany zewnętrznej.
Źle obsadziłem drzwiczki przez co część dymu przedostawała się do kanałów opadowych po bokach pieca.
Podkowa jest niewydajna w tym miejscu w którym jest, czyli kanale opadowym.
Podkowę już mam, teraz zabieram się za robotę.
Stara podkowa:

Przymiarki nowej podkowy:

Stan obecny:
