
Młode pędy dzikiego chmielu z czosnaczkiem, solą i oliwą
Do tego dania zachęcił mnie opis Łukasza Łuczaja. Wiosną, w kwietniu (lub wtedy gdy pędy się pojawiają jeśli pogoda sprzyja) zbieramy końcówki młodych pędów chmielu (nie dłuższe niż z dwoma odrostami listków), myjemy i wrzucamy do gotującej się wody na minutę do dwóch. Następnie odcedzamy, podajemy na talerz, solimy do smaku i polewamy oliwą. Voila! Tyle Łuczaj. Od siebie mogę dodać że ta długość wyznaczona dwoma odrostami listków sprawdza się jedynie niedługo po pojawieniu się pędów. Jeśli mają już one długość większą niż nasz palec wskazujący to urywamy własnie na taką długość, nie sugerując się ile odrostów listków nam zostanie. Swoje pierwsze zebrałem wg wskazówek udzielonych tutaj i były lekko gorzkawe po ugotowaniu. Ale naprawdę lekko. Następnym razem biorę na długość palca. Po ugotowaniu i odsączeniu posypałem posiekanymi na drobne listkami czosnaczka (roślina pachnąca i smakująca jak czosnek ale do smaku trzeba więcej niż kilka listków), posoliłem, dodałem oliwy i zjadłem. I jeszcze żyję

Całość dania oceniam na przyzwoite. Nie liczę goryczki w ocenę, myślę że młodsze/krótsze pędy nie będą jej posiadać ale to sprawdzimy w sobotę. Jako zamiennik szparagów do ryby, bardzo dobre. Co do czosnaczku, spróbuję dodać więcej jeśli będzie pod ręką.